tag:blogger.com,1999:blog-38608314379410262282024-02-22T09:33:08.853+01:00Story one of themLiviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.comBlogger12125tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-48579541500880362292015-03-09T15:59:00.002+01:002015-12-09T21:39:51.859+01:0010. Sny<div dir="ltr">
- Gabe? Ty tu jesteś? – zapytałam delikatnie, dotykając wierzchem dłoni jego policzka. Uśmiechnął się, odsłaniając swoje białe zęby. To on. Nikt inny. Zrobił krok w moją stronę i złożył pocałunek na mych ustach, delikatny i słodki. Wpiłam się w jego aksamitne wargi, oddając pocałunek. Moje ręce powędrowały pod jego bluzkę, dotykając jego metamerii brzucha. Odchyliłam głowę do tyłu, oczekując dalszych pieszczot.<br />
Nagle poczułam ostry ból w klatce piersiowej. Z moich ust wydobył się zduszony szloch. Nie byłam w stanie przełknąć śliny. Spojrzałam na swój brzuch, potem na Gabriela trzymającego sztylet w dłoni. Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Przycisnęłam rękę do rany. Robiło mi się słabo. Kolana się pode mną uginały. Upadałam. Obraz zaczął mi się rozmywać, a jedne co widziałam, to jego stopy, kierujące się do wyjścia. Nie byłam w stanie w to uwierzyć. Nic nie rozumiałam. Nic. Nie. Rozumiem.<br />
Obraz mi się rozmazał; powoli pochłonął mnie mrok.<br />
Kiedy się obudziłam, leżałam na łóżku z telefonem w dłoni. To wszystko jeden, głupi sen. To się nie wydarzyło, pomyślałam i usiadłam prosto. Nikogo nie zabiłam. Gabe nie zabił mnie. Nic się nie wydarzyło.<br />
Przetarłam dłońmi twarz i związałam włosy, które były zlepione potem. Nie wiedziałam, co oznaczał ten sen, nei chciałam wiedzieć. W końcu to tylko sen. Nic nie znaczący urywek mojej wyobraźni, mówiłam sobie.<br />
Wzięłam komórkę i natychmiast sprawdziłam godzinę. Była trzecia w nocy.<br />
Okej, pomyślałam i westchnęłam. Miałam ochotę zadzwonić do Gabriela, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Nie o tej godzinie. Poza tym, to nie rozmowa na telefon. Poderwałam się z łóżka, wziąwszy piżamę, poszłam wziąć prysznic, aby zmyć z siebie wszelkie zmartwienia. <br />
Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Wciąż myślałam o tym śnie. Kolejnym, idiotycznym śnie, który napędzał mi stracha przed życiem. Zdołałam zasnąć dopiero o 5 z rana, ale i to spałam ledwo dwie godziny, gdyż obudziła mnie Niki, głośno miaucząc. Byłam śpiąc, a powieki odmawiały posłuszeństwa, pragnąc jeszcze choć minuty snu. Nic z tego. Warknęłam na kotkę, a ta najeżyła się, wbijając pazury w pościel. Cieszyłam się, że nie miała na tyle ostrych szponów, aby przedrzeć się przez puchową kołdrę. Zepchnęłam Niki na prawo i wyszłam z pod kołdry. Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje od przerażającego bólu w okolicach skroni. Oparłam się o wezgłowie i jeszcze na chwilę zamknęłam oczy, starając się je nawilżyć. Piekły mnie bezlitośnie.<br />
Usiadłam na brzegu łóżka, poszując kapci. Gdy wreszcie je znalazłam i założyłam na lodowate stopy, wstałam i zarzuciłam na siebie szlafrok, gdyż moje ciało pokryte było gęsią skórką. Zmarzłam. Właściwie to czułam się jak inkluzja w bryle lodu. Bez czucia w dłoniach, choć o dziwo mogłam nimi poruszać. Przekręciłam klamkę i powoli schodziłam po schodach, rozkoszując się ciepłem szlafroka, okrywającego mnie z każdej strony. Powoli stąpając na palcach, aby nie obudzić babci, założyłam ręce na piersi. Kiedy byłam już w kuchni, nastawiłam wodę i zrobiłam sobie herbatę. Właśnie teraz to mi się przyda. Gorąca, orzeźwiająca herbata z cytryną. <br />
Opadłam na krzesło i oparłam się na łokciu. Rozległ się gwizd czajnika, na który szybko poderwałam się i wyłączyłam gaz. Nalałam wody do kubka i dodałam pół cytryny, słodząc 2,5 łyżeczki. Wzięłam kubek w dłoń i wróciłam znów do sypialni. Kiedy wchodziłam do pokoju, usłyszałam, jak babcia otwiera drzwi wejściowe. <br />
Jednak nie śpi – pomyślałam. W sumie nie było w tym nic dziwnego. W końcu babcie mają w zwyczaju wczesne wstawanie.<br />
Usiadłam po turecku na łóżku i napisałam SMSa do Gabe’a. Musiałam mu powiedzieć, że znów mam te sny, i że nie mogę przez nie spać. Wizje… Miałam nadzieję, że to nie było wizją. To byłoby zbyt okrutne. Życie byłoby zbyt okrutne. Świat byłby zbyt okrutny, a ja bym powoli umierała z rozpaczy.<br />
Telefon wibrował mi w dłoni, a ja patrzyłam zamazanym wzrokiem. Wciąż miałam przed oczami te obrazy, nie mogłam ich odgonić. Odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha, zanosząc się szlochem. <br />
Czemu znów płakałam? Czemu nie potrafiłam sobie poradzić? Dlaczego jestem tak beznadziejna? Tyle uczuć gromadzonych latami. Ostatnio płakałam często. Za często. Nienawidziłam tego. Okazywałam słabość przed sobą. Powinnam być silna, ale nigdy taka nie byłam. Byłam słaba i krucha, zupełnie jak lód.<br />
- Susanne? Aniele? <br />
Drżałam, a pojedyncze łzy spływały mi po policzkach. W koło powtarzałam jedno słowo. Przepraszam. Bardziej do siebie niż do niego. Mówił coś do mnie. Prawdopodobnie próbował mnie uspokoić, a ja nawet nie wiedziałam, czemu płaczę, choć to takie naiwne. Głupie. Bezsensowne. <br />
On mi nie pomoże. Nie może. Nie ma go tu. Nie będzie go tu. Zamknęłam oczy. Siłą powstrzymywałam łzy, ale wciąż się trzęsłam. Przełknęłam głośno ślinę. Wzięłam wdech. Nie mogłam oddychać, jakby tlen nie chciał rozejść się po moich ciele. Straciłam panowanie nad swoim ciałem. Zamknęłam oczy. Uderzałam głową o ścianę. Byłam zła, smutna, samotna. To ostatnie było najgorsze. Nie chciałam obarczać nikogo moimi problemami, choć sama sobie nie radziłam.<br />
Poczułam jego dotyk. Delikatnie głaskał mój policzek i szeptał mi do ucha, że wszystko będzie dobrze. Nie mogło być. Te sny mnie wykańczały. Nigdy ich nie pamiętałam zbyt długo. Po prostu zapominałam, że coś mi się śniło. Jednak teraz, przypominałam sobie każdy. Nawet najmniejszy. Byłam zabójcą, bądź zabijaną. Za każdym razem.<br />
Chwycił mój podbródek, sprawiając, abym spojrzała w jego czarne oczy. Starałam się za wszelką cenę, odwrócić wzrok. To mnie bolało.<br />
- Nie chcę ich pamiętać. Wiem, że to sny… Tak myślę, ale… Jeśli to wizje? – powiedziałam, bardziej pytając. – Dlaczego mam zabić rodziców, dlaczego ty zabijasz mnie? – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Każde kolejne było wymawiane z coraz większym trudem. – Nie chcę umierać, Gabe.<br />
Wtuliłam się w jego ramiona, starając się nie myśleć. Dlaczego akurat teraz zaczynam sobie przypominać wszystkie chore sny? To nie ma sensu.<br />
- Uspokój się – nakazałam sobie, uśmiechając się, mimo szklanych, przekrwionych oczu. <br />
Chciałam zapomnieć. I na chwilę, rzeczywiście, mi się udało. Musnęłam jego wargi, wciąż patrząc mu w oczy. Jego wzrok był przestraszony, ale widzę, że tego chce, mimo że się powstrzymuje. Złożyłam pocałunek na jego ustach, dotykając jego policzka. Babę niee wytrzymał napięcia między nami i w trybie natychmiastowym odwzajemnił pocałunek. Jego usta smakują gumą truskawkową. Położył rękę na moim pośladku, a ja się poprawiłam do wygodnej pozycji, oplatając jego biodra nogami.<br />
- Nie. Susanne. Przestań – mówi. – Nie jestem tu po to, Aniele.<br />
Czuję się zawiedziona. Dlaczego on tak reaguje? Dlaczego nie chce mnie całować? <br />
Nie chcę myśleć o tym gównie. <br />
- Nie mogę pozwolić, abyś za każdym razem, gdy jesteś w dołku, uciekała od tego choćby tym. – Dotknął kciukiem moich ust, a ja je zagryzłam. - Nie zrobię ci tego. To wszystko pogorszy. A teraz chodź – nakazał, przyciągając mnie do siebie i kładąc się na łóżku. Zamyknęłam oczy i ostatnie słowa jakie usłyszałam brzmią: - Śpij, Aniele, jesteś bardzo zmęczona. To tylko koszmary… To się nie wydarzy nigdy.<br />
A ja mam taką nadzieję. Nie chcę mieć tych obrazów przed oczami. W końcu zasnęłam w jego ramionach.<br />
Obudził mnie dotyk jego ust na moim czole. Spojrzałam wystraszona niepewnymi oczami, rozglądając się gorączkowo. Otworzyłam usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Wstał na równe nogi i uśmiechnął się do mnie zalotnie. Nie chciałam, żeby sobie poszedł.<br />
- Nie idź – wyszeptałam, prostując się gwałtownie i chwytając jego nadgarstek. – Nie zostawiaj mnie. Odległość nie pomogła. Ty pomogłeś. Byłam głupia, wybierając podróż. Ja… Nie wiem, co wtedy myślałam.<br />
Usiadł na skrawku łóżka, nic nie mówiąc. Patrzył tylko tymi swoimi tajemniczymi oczami na mnie aż posiadło mnie wrażenie, że dobiera się do mojej duszy. Dosłownie dobiera.<br />
Nie mówił nic i to zaczęło mnie trochę irytować, a może nawet przerażać. Kiedy jednak wreszcie przemówił, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. No dobra. Wiedziałam, ale nie chciałam, żeby on znał odpowiedź.<br />
- Jak długo masz te sny?<br />
Wzruszyłam ramionami. W sumie sama nie byłam pewna. <br />
- Myślisz, że przez nie wariuje? W sumie to by wyjaśniało tak wiele… - Kiwnął głową. Westchnęłam w odpowiedzi i chwyciłam jego dłoń. Była ciepła. Moje usta wykrzywiły się w udawanym uśmiechu. – Nie chcę spędzić ani dnia bez ciebie, rozumiesz? Przepraszam, że zachowałam się jak ostatnia suka. Przepraszam… Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Czuję się tak, jakbym miała zaraz dostać okresu. – Zaśmiał się, kiwając przecząco głową.<br />
Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego jest taki cichy? Coś się zmieniło w nim. Nigdy taki nie był. A może to mi się tak wydaje…<br />
- Dlaczego ukryłeś przede mną ten dzień, w którym był u ciebie Lucas? – Spojrzałam na mnie ze zdziwieniem. Zdenerwował się. Nie chciał, żebym wiedziała. Tylko dlaczego? – Jezu, Gabe…<br />
Minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a on mi nie odpowiadał. Kiedy jednak wreszcie przemówił, jego głos był niepewny, przerażony? <br />
Przeraził mnie swoją reakcją. Niemal na mnie krzyknął. Podskoczyłam gwałtownie.<br />
Nie chciałam wierzyć w jego słowa. Lucas – niebezpieczny? Przecież to śmieszne. Miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz. Z trudem się od tego powstrzymałam.<br />
- Skąd go znasz? – zapytał ze stoickim spokojem, gdy wreszcie opadły wszystkie emocje. <br />
- Poznałam go na dworcu. – Zdenerwował się. Widziałam, jak zaciska pięści, aż bieleją mu kłykcie. Sczerwieniał na twarzy. Miałam wrażenie, że zaraz coś rozwali. – Gabe? Wszystko w porządku? – zapytałam, przykładając wewnętrzną część dłoni do jego rozgrzanego policzka. Obrócił delikatnie głowę i pocałował wnętrze mojej dłoni. Pocałunek był przyjemny i delikatny. Zaraz po nim znów poczułam jego wargi na cienkiej skórze. Zabrałam rękę i przylgnęłam do niego, wtulając się w jego biały t-shirt. Gładził mnie po włosach, głęboko oddychając.<br />
Lubiłam go przytulać, całować, kochać się z nim, ale przede wszystkim uwielbiałam z nim przebywać. Wystarczyłaby mi zdecydowanie jego obecność.<br />
- Wszystko w porządku? – zapytałam, wciąż się do niego tuląc. Pachniał drzewem cedrowym i wodą kolońską. Kochałam jego zapach.<br />
Gabriel skinął głową. Czułam, jak jego mięśnie powoli się rozluźniają. Jego oddech staje się równiejszy, a rytm serca zwalnia.<br />
- Czemu wyprowadziło cię to z równowagi, skarbie? Kim on jest? Co jest w nim nie tak?<br />
- Nie jest człowiekiem. Jest pieprzonym demonem, Sus. On… Nie wiem, czego od ciebie chce, ale te zamiary nie są dobre.<br />
- Ale wydawał się taki - sama nie wiem - miły.<br />
- Tak to już jest z demonami, ale Susanne. Obiecaj mi coś. Jeżeli kiedykolwiek go jeszcze spotkasz, wiej. Zawołaj mnie w myślach <span style="color: black;">i</span> wiej.<br />
- Okej.<br />
Potarłam prawą brew i odetchnęłam ciężko. Czemu życie niektórych ludzi musi być takie skomplikowane? Dlaczego nic nigdy nie jest proste?<br />
Doskonale wiem, że nie wszystkie sprawy są mi bliskie. Wiele rzeczy jeszcze nie rozumiem. Na przykład: mój ojciec. Jego dziwne zachowania. Mam wrażenie, że to coś nigdy się nie wyjaśni, mimo że bardzo bym tego chciała.</div>
<div dir="ltr">
______________<br />
No, hej! Okazuje się, że ten rozdział napisałam już dawano, dawno i nawet nie pamiętam, co w nim jest. Otóż blog nie powróci raczej w ogóle, aczkolwiek wstawiam wam tą część i zapraszam no mojego nowego bloga, tym razem nie z opowiadaniem. life-is-brutal-lievienn.blogspot.com<br />
Enjoy my story!<br />
Liczę na konstruktywną krytykę i takie tam! :)<br />
Pozdrawiam. :)</div>
Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-51188060889267537872015-01-17T11:46:00.001+01:002015-01-24T16:46:05.446+01:00ZAWIESZENIEJak wyżej, postanowiłam zawiesić bloga.<br />
<i>Co? Jak? Dlaczego? </i>Cóż, powodów jest kilka. Po pierwsze, przeszłam do następnego etapu wojewódzkiego konkursu z biologii i totalnie nie będę miała czasu nawet podczas ferii.<br />
Blog najprawdopodobniej powróci.<br />
<i>Kiedy?</i> Tego nie wiem.<br />
Pozdrawiam, Evelyn. :)<br />
<br />Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-9220269112559341882015-01-09T19:26:00.001+01:002015-01-09T19:28:42.862+01:0009. Zabijam Nie bardzo rozumiałam, o co chodziło, a Cassandra nie potrafiła mi tego wytłumaczyć. Nie tak, aby to do mnie dotarło. Powiedziała mi, że to nie leży w jej kompetencjach, czy coś takiego. Wytłumaczyła mi kilka kwestii dotyczących mojej misji.<br />
Ponoć byłam czynnikiem, który doprowadzi do końca świata, bądź utopii, co było nieco irracjonalne, gdyż nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Byłam zwykłą dziewczyną, szesnastolatką. Czy to nie jest przeciw prawu, żeby niepełnoletnia dziewczyna miała taki wybór? Nie jest, ale powinno w każdym razie. Nawet nie wiem, co mogłabym zrobić, aby nie doprowadzić do kataklizmu. Nie wiem, jakie mam zdolności i dlaczego to akurat ja zostałam Wybrana. Dlaczego to ja byłam tą, która musi się zmierzyć się z przyszłością? Niedługo skończę 17 lat i moje moce się ujawnią. Nie chcę tego. Boję się. Na myśl o tym, że mogę spowodować apokalipsę, przechodzą po mnie ciarki. To nie sprawiedliwe by niepełnoletnia dziewczyna miała na rękach krew całego świata. Będę albo tą, która skarze na cierpienie, bądź tą, która ją od niego wybawi.<br />
- Jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć? - zapytałam, nerwowo splatając dłonie. Cassandra wzruszyła bezradnie ramionami. - Skąd wiedziałaś o mnie? - zapytałam po chwili.<br />
- Jestem Upadłą - przyznała, a ja znieruchomiałam; ze zdziwienia otwierając usta w niemym krzyku.<br />
Co-co-co-co-co-co? Jak to? Że cooo? Nie! Upadłą?<br />
- Masz na myśli upadłym aniołem? - Skinęła głową. Za dużo jak na jeden tydzień. To dla mnie za dużo. Przecież to nienormalne, chciałam wykrzyczeć. Ona, upadła?! Że jak?! - Aha - szepnęłam bardziej do siebie, wciąż zszokowana. - Aha. - Odwróciłam się od niej i zrobiłam kilka kroków do przodu. - Nie no, to oczywiste, nie? W sumie co w tym dziwnego? Codziennie człowiek się dowiaduje, że nie jest człowiekiem, że jego rodzice nie są nimi, a babcia, która nie jest jego babcią, jest Upadłą. Och, to zdecydowanie zdarza się każdemu - rzuciłam ostro.<br />
- Susanne - starała się załagodzić moją reakcję - uspokój się - powiedziała, dotrzymując mi kroku. Nie byłam pewna, co w tym momencie czułam. Była to mieszanina przeróżnych uczuć. Strachu, gniewu, bólu. Chciałam warknąć, że wiem wystarczająco, ale tak nie było, więc zapytałam:<br />
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - Milczała. - No dobrze. Jak znalazłam się w tej rodzinie, ty o to zadbałaś? - Potwierdziła natychmiast, a ja wciąż stałam wryta w ziemię. - Nie jesteś prawdziwą matką Vincenta?<br />
- Ależ jestem. Oczywiście, że jestem.<br />
- To ja chyba czegoś nie rozumiem. Kim on jest?<br />
Wyczekując odpowiedzi, czułam, jak zimny pot oblewa mi plecy.Pocierałam nerwowo uda.<br />
- Nefilimem.<br />
Boże to jest takie... Egh! To dla mnie za wiele! Ja... Ja nie potrafię... Czułam, że wariuję. Czułam, że więcej nie zniosę.<br />
- Chyba żadne z was nie pomyślało, że nie byłam gotowa na potok nowych wiadomości, co? - prychnęłam. - Czy on o tym wie? - zapytałam po chwili, wciąż próbując zapanować nad emocjami. - W sensie Vincent. - Starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie, ale mi to nie wychodziło, wręcz czułam jak drży.<br />
- Tak, ale to nie ma znaczenia. - Chciałam wiedzieć jeszcze jedną rzecz. Jedną, malutką rzecz.<br />
- Skoro jesteś Upadłą to nie oznacza, że nie powinnaś się nie starzeć? - zapytałam w końcu, zagryzając wargę.<br />
- Wiesz, ile jestem już na Ziemi? Od czasu potopu, ale nie. Nie starzałam się. Nie na Ziemi. Nie wiem, jak wygląda twoja wizja Aniołów, ale my też się starzejemy, w każdym razie mamy wybór, czy chcemy. Buntując się i upadając, zdecydowałam na wieczne życie na Ziemi.<br />
Okej. To już coś. No zdecydowanie rozumiem przynajmniej większość z tego, co mi przekazała. Niemniej jednak jest mi się trudno w tym połapać, bo to wszystko wydaje się takie irracjonalne. To jest porąbane! Miałam ochotę wykrzyczeć, że dziś nie jest prima aprilis i że nikt dziś nie stroi żartów.<br />
- Myślisz, że jestem nienormalna? - zapytałam. - Ja po prostu tego nie mogę przetrawić. Minął zaledwie dzień, a ja przyjechałam tu, żeby o tym nie myśleć, a tymczasem...<br />
- Wiem, skarbie, wiem.<br />
Kiedy wróciłyśmy do domu, natychmiast poszłam do sypialni i wyjęłam komórkę z kieszeni. Szybko napisałam do Gabriela odpowiedź na wczorajszy sms.<br />
<br />
<br />
<i>Przepraszam Cię, Gabe. Widzisz, ja po prostu chciałam odpocząć, a i tak wyszło odwrotnie, choć ty pewnie to wiesz. Też Cię kocham. Niedługo wracam. Nie martw się o mnie.</i><br />
<br />
<br />
Usiadłam na łóżku i głośno odetchnęłam. Moje serce kołatało, a oddech stał się nierównomierny. Dlaczego byłam taka wściekła? Dlaczego tak bardzo chciałam, aby oni kłamali? Cassandra nigdy by nie skłamała, Gabe także by się tego czynu nie dopuścił. To byłoby niemożliwe. Oni tacy nie byli. Nie są<br />
Może to tylko sen? Może za chwilę się obudzę w łóżku obok Gabriela. Nierealne, choć przyznam, że byłoby mi to na rękę. Nawet bardzo. Zdecydowanie wolałabym się wyrwać od takiego życia.<br />
Naprawdę nienawidzę mieszanych uczuć i tej niepewności, co będzie teraz, gdy moje życie przejdzie próbę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie chcę tych 17 lat. Nie chcę podejmować ryzyka, że ludzkość wymrze przeze mnie. To zbyt wiele jak na moje barki. Najgorsze jednak w tym wszystkim było, że nie wiedziałam o swoim przeznaczeniu nic. Nie wiedziałam, co mi pomoże wybrać właściwą drogę, a potrzebowałam tej wiedzy. Desperacko jej potrzebowałam.<br />
Wpatrywałam się w ekran telefonu, czekając na odpowiedź. Mijały sekundy, minuty, godziny. Wciąż brak odpowiedzi. Byłam na niego zła, choć może bardziej na siebie. Nawet nie byłam tego w stanie określić. Może to było zmartwienie, a może niepewność. Na pewno zmieszanie i dezorientacja. Z czasem jednak mojej emocje zaczęły opadać, a ja zaczęłam rozumieć.<br />
Nagle rozległ się donośny dzwonek. Odebrałam dokładnie po 30 sekundach.<br />
- Chcesz, żebym po ciebie przyjechał? - usłyszałam bez żadnego przywitania.<br />
- Ależ to nie ma sensu. Będziesz tłukł się 28 h w tę i w tamtą stronę.<br />
- Niezupełnie, Aniele.<br />
- Co masz na myśli? - zapytałam.<br />
- Zamknij oczy. - Posłuchałam go, głęboko oddychając. Poczułam delikatny powiew wiatru na skórze, który owionął mnie, wlatując przez otworzone okno. Ktoś musnął moje usta swoimi wargami. Były delikatnie i chłodne. Nie otworzyłam oczu, dopóki nie usłyszałam jego niskiego tembru głosu: - Możesz otworzyć. - Upuściłam telefon na ziemię z trzaskiem, zobaczywszy go; zarzuciłam mu ręce na szyję. Był tu ze mną. Taki piękny. Jego brązowe oczy uśmiechały się do mnie.<br />
- Przepraszam. Jestem taka głupia. - Nie odpowiedział, tylko przycisną usta do moich. Popchnął mnie w stronę komody i podniósłszy posadził na niej. Całował mnie po szyi, a ręką gładził po udzie. Zadrżałam, gdy moja spódnica podwinęła się do góry. - Czy to znaczy, że nie jesteś zły? - szeptałam.<br />
- Oczywiście, że nie, Aniele.<br />
Włożyłam ręce w jego niemal czarne włosy i pocałowałam go w smukłe usta, włożywszy ręce pod jego t-shirt i gładząc jego delikatną skórę.<br />
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, wciąż siedziałam na komodzie, machając nogami.<br />
- Ale - powiedziałam, uśmiechając się - ale jak ty...<br />
- Ćśś - uciszył mnie pocałunkiem. - Tajemnica. Chcesz już wracać do domu?<br />
Cisza. Dość długa cisza, a potem znów usłyszałam jego głos, który wydobywał się tym razem ze słuchawki telefonu: - Otwórz oczy.<br />
<i> Co się dzieje?</i> - zastanawiałam się - <i>Przecież mam otwarte oczy.</i><br />
Obraz się gwałtownie rozmył, a ja stałam z komórką w dłoni.<br />
- Co to było? - zapytałam, zdezorientowana. Czy ja miałam halucynacje?<br />
- Mała namiastka nas - wyszeptał - ale jeśli chcesz, mogę się tam pojawić i cię zabrać, Aniele. W każdej chwili.<br />
Pokiwałam głową, świadoma, że on tego i tak nie widzi - to było bardziej przyzwyczajenie.<br />
- Muszę porozmawiać z babcią, ale zadzwonię. - Położyłam się na łóżko i wpatrywałam w sufit. - Ale powiedz mi, jak zareagowali moi rodzice?<br />
Kiedy on opowiadał, starałam się sobie ich wyobrazić. Podobno ojciec był zmartwiony, a mat-kę to nie obeszło. Oba zachowania mnie dziwiły, gdyż to ojciec miał zawsze wszystko gdzieś, a matka darła się w niebogłosy. Musiał to być śmieszny widok. Vincent siedzący na kanapie i marszczący znacząco brwi; Jocelyn układająca swoje włosy i robiąca makijaż, aby dobrze wyglądać.<br />
- Jak to zrobiłeś? Jak zrobiłeś, że cię widziałam i czułam? - zapytałam po chwili.<br />
- Nie umiem tego wytłumaczyć, Susanne. - Przez dłuższą chwilę słuchałam jego równomiernego oddechu przez telefon. Niemal go czułam.<br />
- Tęsknię - powiedziałam po 10 minutach milczenia i zamknęłam oczy, próbując sobie go znów wyobrazić.<br />
Ujrzałam go, siedzącego na skraju łóżka, patrzącego przez okno w moim pokoju.<br />
- Jesteś w moim pokoju? - zapytałam, zmieszana. Usłyszałam, jak potwierdza. - Co tam robisz?<br />
- Nie wiem - westchnął, a ja czułam, jak powoli odlatuję...<br />
Nastała ciemność.<br />
Poczułam, jak ktoś klepie mnie w policzek. Nie byłam świadoma, co się dzieje. Czułam, jak uciekały mi oczy. Ledwo słyszałam, co do mnie mówi:<br />
- Susanne, wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona Cassandra. - Jesteś nieprzytomna dwa dni.<br />
Przełknęłam głośno ślinę i wyprostowałam się, powtarzając po niej:<br />
- Dwa dni? Ale jak to? - Nie odpowiedziała, tylko zapytała:<br />
- Co widziałaś?<br />
- Ja... ja... ja... - Co ja widziałam? Co się ze mną działo? Śniłam? Co to właściwie było. Czułam suchość w ustach. - Wody - wysapałam. Wzięłam butelkę do ust i wypiłam do dna. - Ccco to było? Ja... - Nie byłam w stanie o tym myśleć, a co dopiero mówić. To było takie dziwne. Jak mogłam spać aż dwa dni? - Czy to była wizja? Powiedz mi, że nie. - Podkuliłam kolana i zaczęłam się bujać. W przód. W tył. W przód. W tył. Znowu to robiłam. Znowu wariowałam. Znowu byłam słaba Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.<br />
Chciałabym to wytłumaczyć w jakiś racjonalny sposób, ale sama tego nie rozumiałam. To, co zobaczyłam było... Nawet nie ma na to określenia. Tylko dlaczego to trwało aż dwa dni?<br />
- Rodzice... oni... umrą? - Cassandra wydawała się tym niewzruszona. - Ja myślałam, że ich nienawidzę, ale w tym śnie... Ja... ja ich zabiłam... - Zaniosłam się szlochem. Nie potrafiłam mówić. Co chwilę brałam głęboki oddech, próbując się uspokoić. - Nie... to... nie może być... prawda.<br />
Ja byłam zabójcą. Byłam tą, co zabiła.<br />
Pamiętam, jak trzymałam mocno sztylet. Pamiętam, jak wbijałam im go w serce, każdemu po kolei. Nie miałam zahamowań. Szłam i zabijałam, bo musiałam? A może chciałam? Jedno spojrzenie na ich przestraszone twarze, jedna myśl. Dwa ruchy nożem, dwa martwe ciała.<br />
I krew. Krew, która wypłynęła z nich i pozbawiła ich życia. Zakrwawione dłonie i narzędzie zbrodni. Powoli krzepnie... Ciecz zmienia kolor na niemal czarny.<br />
Jestem narzędziem diabła.<br />
Nie chcę tego pamiętać. Teraz żyję tą myślą, która nie chce mnie opuścić. Wciąż krąży mi po głowie. Zabija moje komórki. Zabija mnie.<br />
<br />
___________________________<br />
Hej, miśki! :) I jak wam się podoba? Komentujcie, obserwujcie! Ostatnio było strasznie mało komentarzy. :/ Zasmuciło mnie to. Tym razem dam wam aż dwa tygodnie, bo podejrzewam, że ten tydzień będzie ciężki i nie wiem, czy zdążę coś napisać. Chyba, że chcecie, abym wrzuciła oneshota. :)<br />
Jeśli chcecie zamiast rozdziału oneshota (już jest napisany) piszcie w komentarzach. :)<br />
No i ankieta, moi drodzy!<br />
Trochę się zawiodłam, że aż tyle osób trafiło tu przypadkowo. Mój błąd. Może powinnam zamiast "Trafiłam/em przypadkowo" dać "Jestem tu pierwszy raz". Mam nadzieję, że ci przypadki też zaczną czytać mojego bloga. :)<br />
~Evelyn (od dziś)Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-57569001105834398332015-01-01T20:32:00.001+01:002015-01-03T01:05:02.424+01:0008. Zagubiona - Cześć, babciu! - zawołałam do niej, ciągnąc za sobą walizkę. Cassandra rozpostarła szeroko ramiona i kroczyła w moją stronę. Nie zmieniła się od czasu, gdy ostatni raz ją widziałam. Była wciąż tą samą szczupłą kobietą o pięknych, czarnych i długich włosach spiętych w mocny kok. Mimo że stała ode mnie 4 metry dalej, doskonale widział jej połyskujące w świetle księżyca, brązowe oczy okalane zmarszczkami. Czerwone usta miała zaciśnięte w uśmiechu, a na jej bladej twarzy pojawiła się pierwsza oznaka zmęczenia. <br />
Niewielki dom był postawiony w samym środku ogromnej posiadłości. Za nim rozciągało się pole lawendy w pełnej okazałości o tej porze roku. Mimo słabego oświetlenia, udało mi się zauważyć, że niewielka rezydencja powoli zapada się w ziemię. Doryckie kolumny, ustawione przed drzwiami, były zniszczone przez czas tak, że farba zaczęła z nich złazić. Dym wydobywający się z komina i rozpływający się w chmurach, oznajmiał wszem, że jednak ktoś zamieszkuje to miejsce, które przypominało wyglądem mieszkanie szlachty w dawnej Ameryce. Dom miał już bowiem wiele lat i groziło mu rychłe zawalenie, jednak Cassie kochała swoje mieszkanie, które otrzymała po swojej rodzinie w spadku. Wychowała się w nim i ona, i moja matka. Ja także spędziłam większą część swojego życia na tej posiadłości. Kochałam te pole za domem, którego zapach przywodził mi na myśl wspomnienia z dzieciństwa. Znów poczułam się jak mała, sześcioletnia dziewczynka, biegnąca za babcią, aby pomóc w jej uprawie lawendy. Wiatr wiał chłodno, opatulając moją skórę uczuciem zimna; zadrżałam, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Spojrzałam na karłowate drzewa po obu stronach domu. Na jednym z nich stał domek, który już bardziej przypominał stertę zbitych desek niż miejsce zabaw dzieci. <br />
Westchnęłam głośno i podeszłam do Cassandry. Objęłam ją mocno; poczułam jak jedną rękę kładzie mi na karku i gładzi delikatnie, jak to robiła za dawnych czasów. Delikatne, okrężne ruchy. <br />
- Susanne - powiedziała delikatnie, wciąż przyciskając mnie do siebie, a jej głos brzmiał ciepło, niemal matczynie. - Jak się cieszę, że cię widzę. <br />
- Ja też, Cassie, ja też. <br />
Zamknęłam drzwi za sobą i skierowałam się do pokoju na górze, aby się rozpakować. Rozejrzałam się po sypialni. Te sama czerwona tapeta z białymi kwiatami. Duże, białe okna, na których wisiały czerwone zasłony oraz biały storczyk, stojący na drewnianym parapecie. Spojrzałam na regał i przyjrzałam się dokładnie wszystkim dziełom, stojącym na półce. Mogłabym przysiąc, że ostatnio ich tu nie było. <br />
- To twoje? - zapytałam nieśmiało. <br />
- Tak. Dużo czytałam, jak byłam w twoim wieku i pomyślałam, że jak przyjedziesz, chciałabyś mieć coś do roboty. <br />
- Jesteś najlepsza - wyszeptałam i odstawiwszy walizkę, usiadłam na aksamitnej, czerwonej pościeli i wygładziłam ją ręką. - Jest już późno, czemu nie śpisz? - zapytałam po chwili milczenia. <br />
- Byłam na spacerze - przyznała i uśmiechnęła się, wciąż stojąc w drzwiach. - Chcesz się wykąpać po podróży? Rozpaliłam w piecu, więc woda powinna być ciepła. <br />
- Dziękuję. Dobranoc - powiedziałam, po czym ona odpowiedziała to samo swym delikatnym głosem. Cassie wyszła, zostawiając uchylone drzwi. Słyszałam przez chwilę jej ciche kroki, zanim umilkły. Nagle do mojego pokoju wkroczyła dumna kotka. Uśmiechnęłam się i poderwałam się, aby wziąć szarą kocicę na ręce. Głaskałam ją przez dobre 15 min, a ona wdzięcznie pomiaukiwała. <br />
- Oj, Niki, jak ja za tobą tęskniłam - ale teraz muszę iść się wykąpać, więc mi wybacz, kochanie. - Odstawiłam kotkę na ziemię i rozpakowałam walizkę, którą potem schowałam do szafy. Wzięłam czysty ręcznik oraz piżamę i poszłam do łazienki. Nalałam do wanny wody i płynu do kąpieli, po czym zanurzyłam się po uszy i przywołałam wspomnienie Lucasa.<br />
<br />
<br />
- Jesteś urocza - powiedział, a ja się zaśmiałam donośnie. W jego oczach tańczyły ogniki.<br />
- Co? Nie - zdziwiłam się, wciąż śmiejąc się w najlepsze. <br />
- To seksowne. - Wciąż nie mogłam go rozgryźć. Był zadziwiający. <br />
- Co? Przestań! - krzyknęłam. <br />
- Ale to prawda - stwierdził, uśmiechając się kokieteryjnie. <br />
- Wcale nie. Nie jestem ładna ani seksowna - zaprotestowałam, odgarniając włosy z twarzy. Wciąż nie mogłam się nadziwić, jak on może ze mną tak protekcjonalnie flirtować. <br />
- Jesteś. Spokojna i zrównoważona. Zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny. Nie jesteś wariatką. - Znów zaniosłam się śmiechem. - No co? Nie wariujesz, ale czytasz, to seksowne. <br />
- Przestań! - Rzuciłam w niego poduszką, którą sprawnie złapał w ręce. - Jesteś okropny. - Naburmuszyłam się. <br />
- Mówię tylko prawdę. - Mrugnął do mnie. Czułam jak na moje policzki wypływa rumieniec. - Spędziłem z tobą 10 h w pociągu i wciąż mnie intrygujesz. Zdecydowanie jesteś inna. - Zamilkł, a ja uznałam, że się nie odezwę. Wiedziałam, że nie wygram tej bitwy. Założyłam kosmyk blond włosów za ucho, spojrzałam na niego z pod rzęs i powiedziałam, zagryzając wargę: <br />
- Moja poduszka. <br />
- Co? <br />
- Oddaj mi poduszkę. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Proszę? <br />
- Hmmm. Nie - powiedział stanowczym głosem. <br />
- Tak się ze mną bawisz? Okej! - Wstałam i gwałtownie rzuciłam się na niego z pięściami. Jęknął. - Czyżby zabolało? - zapytałam, okładając go pięściami i wyrywając mu z rąk poduszkę. <br />
- Jednak się myliłem, co do ciebie. Nie jesteś spokojna. Jesteś dzika. - Uśmiechnęłam się, wiedząc, że wygrałam, choć tym razem. - I to mi się podoba - dodał. Po raz drugi zarumieniłam się. Liczyłam na to, że dzięki słabemu oświetleniu i moim włosom, Lucas tego nie zauważył. <br />
<br />
<br />
Wynurzyłam się z wody, powoli otwierając oczy. Obraz Lucasa rozmył się pod wpływem szczypiących oczu. Może to nie był najlepszy pomysł, aby się pławić w wodzie z płynem. Uśmiechnęłam się do siebie, przywołując się do porządku. Wyszłam z wanny i otarłam ręcznikiem. Ubrałam piżamę i wróciłam do sypialni. Niki leżała wygodnie na moim łóżku i patrzyła na mnie przekrzywiając łebek. <br />
Wzięłam do ręki komórkę. 20 nieodebranych połączeń, a w tym 15 od rodziców, 5 od Gabriela. Postanowiłam do niego oddzwonić. <br />
- Halo? - odezwał się, a w jego głosie słychać było zdenerwowanie. - Susanne? <br />
- Tak. Hm, co tam? - spytałam niewinnie. <br />
- Coś ty zrobiła? Twoi rodzice się martwią... To nierozsądne. Miałaś iść do domu.<br />
- Musiałam. To mnie przytłaczało, Gabe... <br />
- Ale musiałaś uciekać 15 h drogi z Greenwich Village? <br />
- A miałam inne wyjście? Tu mieszka moja babcia. Poza tym mam dość Greenwich. Doskonale to wiesz, że nienawidzę tego miasta i wszystkiego co z nim związane. <br />
- Włącznie ze mną? - zapytał ostro. Zbyt ostro. <br />
- Nie. Nie wygłupiaj się. <br />
- To dlaczego ode mnie uciekasz? - Milczałam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. - S? - W końcu rozłączył się dokładnie w chwili, gdy już miałam mu odpowiedzieć. Stałam przez chwilę i zgasiłam światło. Kotka zeskoczyła z łóżka, a ja położyłam się do łóżka i opatuliłam kołdrą, jak gąsienica kokonem. <br />
<br />
<br />
Obudził mnie śpiewny głos babci: <br />
- Kochanie, już dziesiąta, jesteś głodna? - zapytała, siadając przy mnie, na łóżku. <br />
- Mhm. Dziękuję, Cassandro - powiedziałam, przecierając ze zmęczenia oczy. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo chciało mi się spać, choć teraz zdawało się to jasne. Nie mogłam wczoraj zasnąć rzez dobre 3 godziny. Wciąż myślałam o Gabrielu. Nie chciałam, żeby myślał, że od niego uciekłam. Kochałam go, przynajmniej tak mi się wydawało, o ile w ogóle byłam zdolna do miłości. Całą noc dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Rodzice mnie nie obchodzili. Nie istnieli dla mnie. Nie po tym, jak mnie oszukali. Naprawdę nie, ale Gabriel... Powinnam mu była powiedzieć... Kiedyś bym powiedziała, ale teraz? Nie wiedziałam kim jestem, a myślałam, że ta podróż mi pomoże to zrozumieć. Uznałam, że jakbym komuś powiedziała o mojej wycieczce, zostałabym powstrzymana. Ale chciałam też zobaczyć babcię... Tęskniłam za nią. Bardzo. <br />
Usiadłam, a w moich oczach stanęły łzy. Było mi przykro. Czułam się przygnieciona i osaczona. <br />
- Co się stało, słońce? - zapytała babcia. - Mi możesz powiedzieć wszystko. <br />
- Wiem - wychlipałam. - Po prostu miałam kiepski miesiąc, rok... Moje życie... już nie jest moim życiem. - Urwałam. - Wierzysz w anioły? - zapytałam po chwili. <br />
- Oczywiście, czemu pytasz? - Wzruszyłam ramionami. Tak bardzo chciałam jej powiedzieć. <br />
- Jestem podrzutkiem - jęknęłam. - Wiedziałaś o tym? - zapytałam. Skinęła głową. <br />
- Przykro mi, Susanne. Twoi rodzice zabronili mi cokolwiek ci mówić. Naprawdę mi przykro. <br />
Rozumiałam ją. Nie mówiła mi, bo nie chciała, aby znienawidziła rodziców, choć w gruncie rzeczy to właśnie się stało. Dopiero zdałam sobie sprawę, że wczoraj nie płakałam. Dopiero dziś poczułam ten ból rozdzierający mnie od wewnątrz. Nienawidzili mnie, bo nie byłam ich dzieckiem. <br />
- Oni - nie potrafiłam mówić, gdyż łzy coraz szybciej spływały mi po policzkach, a gardło odmawiało posłuszeństwa - oni mnie nienawidzą. <br />
- Susanne, to nie jest prawda. - Nie? To dlaczego wciąż byłam przez nich poniżana i upokarzana? - Oni stracili swoje dziecko, zanim pojawiłaś się ty i po prostu już nie potrafili - przerwałam jej: <br />
- Nie potrafili czego? Kochać? Proszę cię, Cassandro... To śmieszne. Nie tłumaczy nic. Zupełnie nic. Nie można tak po prostu stracić możliwość do uczuć, nie można. W tym wypadku została im chyba tylko nienawiść skierowana do mnie, bo nie byłam i nie jestem tym dzieckiem. Stałam się naczyniem, które się tłucze, a potem skleja - starałam się mówić pewnie, choć i tak, co chwilę brałam głęboki oddech. Zauważyłam, że nie wiedziała, co odpowiedzieć. Totalnie ją zamurowało, totalnie. - Nie pamiętasz tej małej dziewczynki całej w siniakach? Bo ja pamiętam. Doskonale pamiętam, jak to bolało. - Nie byłam w stanie mówić więcej, bo nie chciałam tego pamiętać. Nie chciałam mieć przed oczyma widoku matki, która podnosi na mnie rękę, gdy ojca nie było w domu. - Niestety pamiętam każdą minutę upokorzenia. <br />
- Susanne. Twoi rodzice nie są idealni i nigdy nie będą. Nie możesz ich zmienić, możesz zmienić tylko siebie. <br />
- Wiem. - Przytuliłam ją mocno. - Wiem, babciu. Kocham cię - szepnęłam jej do ucha. <br />
- Przynieść ci śniadanie czy sama zejdziesz? - spytała po chwili ciszy. <br />
Zaraz przyjdę. Tylko muszę jeszcze gdzieś zadzwonić. <br />
Dużo myślałam nad swoim zachowaniem w stosunku do Danielle. Żałowałam tego i chciałam to naprawić, ale nie bardzo wiedziałam jak. Wiedziałam jednak jedno, muszę z nią porozmawiać jak najszybciej i nie mogę zwlekać dłużej. Bałam się tego, co mi powie i jak zareaguje. Zdawałam sobie sprawę, że może nie chcieć mieć ze mną do czynienia. Trzeba przyznać, byłam suką. Izolowałam się, aby nie cierpieć. Jakie to egoistyczne z mojej strony. <br />
Zadzwoniłam do Danielle, ale odebrała dopiero za 3 razem. Jej głos był oschły i łamiący się. Zdefiniowałam, że była zdziwiona tym telefonem, a ja nie wiedziałam, co mówić. Wyszło na to, że przeprosiłam ją chyba ze cztery razy i się rozłączyłam. Poczułam się idiotycznie. Byłam zawstydzona. Dlaczego zachowuję się tak dziecinnie? Jak pięciolatka, która nie może się zdecydować na zabawkę w sklepie. Jak pięciolatka. <br />
<br />
<br />
- I mówisz mi, że wyjeżdżasz do babci? - skinęłam głową. Na początku nie byłam przekonana, co do jego obecności w jednym przedziale ze mną, ale powoli zaczęłam być zadowolona z propozycji, która mu złożyłam. Jego usta wygięły się w krzywym uśmiechu. <br />
- A ty dokąd jedziesz? <br />
- Do domu. <br />
- Oo. W przeciwnym kierunku niż ja. - Uniosłam kąciki ust. - Co robiłeś w Greenwich? - zapytałam. <br />
- Odwiedzałem starego przyjaciela - odparł, a ja wyjęłam telefon z torby. 5 nieodebranych połączeń. Skasowałam je i schowałam komórkę z powrotem. <br />
- Jak się nazywa? Może go znam. <br />
- Z pewnością. Greenwich to nieduża miejscowość. Gabriel. Ten przyjaciel to Gabriel McLewis. - Zadrżałam na myśl o nim. Na sam dźwięk jego imienia myślałam o tym, co między nami zaszło. O tych kilku chwilach, tak ulotnych, ale pięknych. <br />
- To mój - odchrząknęłam - chłopak. To mój chłopak - poprawiłam się, wciąż nieprzyzwyczajona do nowej wizji "nas". <br />
- Doprawdy? Widzisz jakie mam szczęście. Poznaję piękną dziewczynę mojego przyjaciela na peronie. Jaki szczęśliwy zbieg okoliczności. <br />
Rzeczywiście, pomyślałam. Teraz stało się jasne, gdzie zaginął ostatnio Gabriel i co przede mną ukrywał, ale dlaczego mi po prostu nie powiedział? <br />
- W jakim celu przyjechałeś do Gabriela? - spytałam, związując włosy w kucyk. <br />
- Nie mówił ci? <br />
- Szczerze, to nawet nie wiedziałam, że jakiś jego przyjaciel był w mieście - przyznałam. <br />
- Dziwne. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. <br />
- A więc dlaczego przyjechałeś do Grenwich? <br />
- Bez żadnego konkretnego powodu. Przyjaciół powinno się odwiedzać. <br />
Właśnie Lucas uświadomił mi jaką beznadziejną byłam przyjaciółką. Dzięki, pomyślałam. Zdawałam sobie sprawę, że mogę ranić Danielle, ale... Nie ma żadnego "ale". Ja się po prostu nie nadaję na przyjaciółkę. <br />
<br />
<br />
- O czym myślisz? - zapytała babcia zatroskana. Siedziała naprzeciwko mnie, uśmiechając się szeroko. <br />
- O niczym. Właśnie zdałam sobie sprawę, że jestem beznadziejną przyjaciółką. - Cassandra spojrzała na mnie poważnie. <br />
- A to czemu, kochanie? - Wzruszyłam ramionami. - Nie jesteś. Jesteś skryta i boisz się rozmawiać o swoich uczuciach, ale to nie oznacza, że jesteś złą przyjaciółką. Posłuchaj... Dam ci jedną radę: słuchaj przyjaciół, doradzaj im i pomagaj, a wkrótce sama będziesz w stanie się zwierzyć. Jak był z Gabrielem? - Wiedziałam, że miała rację. Ona zawsze ją miała. Tylko ja byłam taka beznadziejna. Nie umiałam rozmawiać o uczuciach. Nie umiałam. Przede wszystkim dlatego, że się bałam. - Jedz, skarbie. - Wzięłam jajecznicę do buzi i westchnęłam głęboko. Dawno nie jadłam babcinej jajecznicy. Tęskniłam za tymi pysznymi posiłkami i chwilami razem spędzonymi. To mi dawało spokój i siłę na życie. <br />
- Dziękuję. To jest pyszne. - Kątem oka, zauważyłam, jak uśmiecha się z zadowolenia. - Zdecydowanie muszę tu częściej przyjeżdżać.<br />
Kiedy zjadłam śniadanie, udałam się z powrotem do sypialni i odczytałam smsa od Gabriela. <br />
<br />
<i><br />"Przepraszam, że tak wczoraj na ciebie naskoczyłem." </i><br />
<br />
<br />
Nie byłam pewna, co odpisać, więc po prostu odłożyłam telefon. Nie byłam na niego zła. Miał rację. Zachowałam się nierozsądnie, ale z drugiej strony, co miałam zrobić? <br />
Byłam wściekła na rodziców, okazało się że nie jestem człowiekiem i wciąż czułam się rozdarta po tym, co wydarzyło się z Gabe'em, a nie chciałam, żeby potoczyło się to za szybko, chociaż śpiąc z nim, zainsynuowałam właśnie szybkie tempo. Mądra Susanne. Przecież nie jestem dziwką. Poza tym Gabriela znałam tak dobrze, że nic by mnie nie mogło zaskoczyć. Kochałam go. Tak. Teraz już byłam pewna. Przecież gdybym go nie kochała, do niczego by nie doszło, prawda? <br />
Wzięłam z torby "Szukając Alaski" i zaczęłam czytać. Książka była zaplanowana na podróż i rzeczywiście zostało mi tylko kilka stron, ale przez Lucasa nie miałam zbytnio jak czytać. Ten gość jest genialny! Na początku było mi przykro, że Gabe mi o nim nie powiedział, ale potem zdałam sobie sprawę, że musiał mieć do tego powody, które wcale nie były jasne i łatwe do rozgryzienia. Kiedy przeczytałam ostatnią stronę, zamknęłam książkę i poszłam do ogrodu, gdzie już czekała babcia. Nie mogłam się nadziwić jakim wspaniałym pisarzem jest, ale zarazem jak może robić coś takiego czytelnikom? Nie raz miałam ochotę rzucić tą książką i zostawić. Między innymi dlatego śmiał się ze mnie Luke, gdy zaczęłam niemal krzyczeć: "NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE-NIE" w połowie książki.<br />
- Pięknie tu - powiedziałam. Wczoraj nie było tego widać tak dokładnie. Ogród przepełniony wszystkimi barwami tęczy w różnych odcieniach. Widok był niesamowity. - Nie pamiętam, żebyś miała tu aż tyle rodzajów roślin. - Wcześniej byłą tu sama lawenda z tego, co pamiętałam.<br />
- Bo nie miałam - przyznała, uśmiechając się. - Ale wiesz, jak ja kocham kwiaty i przyrodę. Dlatego tu mieszkam. Na odludziu. <br />
- Może i na odludziu, ale musisz przyznać, że to najcudowniejsze miejsce na ziemi. <br />
- To prawda. Masz ochotę na spacer? - Skinęłam głową. <br />
Szłyśmy polną drogą przez łąki i w słuchiwałyśmy się w świergot ptaków, który niósł się po całej okolicy. Był maj, a ptaki były w samym środku okresu lęgowego. Zapach trawy unosił się w powietrzu, a lekki wiosenny wiatr pieścił moją skórę. Widziałam przed oczyma obraz małej dziewczynki z blond loczkami, która biegała wśród traw i śpiewała, unosząc do góry ręce i obracając się wokół własnej osi. Wirowała w tańcu w raz z ptakami, które latały w powietrzu i przyśpiewywały jej na melodię. Na twarzy miała wymalowany uśmiech, a jej duże, błękitne jak źródlana woda oczy - tętniły życiem - które podkreślała jedwabista, błękitna sukienka unoszona do góry przez wiatr. Słyszałam w głowie słowa babci "Kochanie, ślicznie śpiewasz!", a dziewczynka nuciła cieniutkim sopranem dalej, a jej głos niósł się wśród polnych kwiatów i traw.<br />
Weszłyśmy do gęstego, mieszanego lasu z przewagą sosen i świerków. Kiedy wchodziłyśmy coraz głębiej, dochodziło do nas coraz mniej światła i w końcu tylko nieliczne promyki słońca przechodziły przez korony drzew. Pamiętałam ten las doskonale. To właśnie tu przychodziłam z Cassandrą na jeżyny. Zawsze zamiast chować je do koszyka, zjadałam je, ale babcia nie krzyczała, tylko uśmiechała się przyjaźnie. <br />
Poczułam jak w kieszeni wibruje mi telefon i powróciłam na ziemię. Znów zdałam sobie sprawę, jaką beznadziejną osobą jestem. Uciekam z miasta, aby nie myśleć o tym wszystkim, bo dbam tylko o siebie, bo nikt mnie nie obchodzi, bo chcę zaznać szczęście. Jestem okropną osobą, przyjaciółką, dziewczyną. Jestem okropnym człowiekiem. <br />
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytała, patrząc na mnie. <br />
- Co? - wyrwała mnie z zamyślenia. - Ach... To długa historia. Wszystko zaczęło się od tego, jak... <br />
Opowiedziałam jej wszystko począwszy od Chrisa, przez sytuację z przyjaciółkami i dziwne zachowanie ojca po wiadomość, że jestem adoptowana. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powiedzieć jej o tym, co powiedział mi Gabriel, ale nie potrafiłam się przemóc. Spróbowałam spokojnie: <br />
- Wierzysz w anioły, prawda? - Skinęłam głową. - A w to, że mogą mieć dzieci? - Ponownie skinęła. - Ja nie wiem, jak to powiedzieć, bo to jest takie szalone, ale... <br />
- Wiem, Susanne, wiem. - Wie? Ale o czym? Niemożliwe. - Wiem, że nie jesteś człowiekiem. - Zastygłam w grymasie zdziwienia, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Stanęłam gwałtownie i odwróciłam się do niej. - Zawsze byłaś wyjątkowa. <br />
- Ale...ale... ale skąd wiesz? - Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam powieki. <br />
- Wiedziałam to od zawsze, kochanie. - Przytuliła mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jej miękki, purpurowy sweter. - Teraz to wszystko nie jest ważne. Daj sobie spokój z Chrisem. Wiem, że jest ci trudno po tym wszystkim, co przeszłaś, ale teraz najważniejsze są przygotowania. <br />
- Przygotowania? - spytałam zdziwiona. - Przygotowania do czego? <br />
- Do twojej misji, kochanie.<br />
<br />
__________________<br />
Jak mi się nie podoba ten rozdział, mimo że jest najdłuższy ze wszystkich. Yh. :/ Ale jest. Liczę na wasze komentarze i motywację, oczywiście! :*<br />
No i dodaję dzień wcześniej. :3 hyh.<br />
Szczęśliwego Nowego Roku, miśki :)<br />
<br />Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-48301249909193107572014-12-23T18:07:00.000+01:002015-01-31T21:25:48.292+01:0007. Kim ja jestem? - Wiesz, co? Masz rację. To dzieje się za szybko. Może nie powinniśmy. Zdecydowanie nie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Powinienem się sprzeciwić - mówił, a ja coraz bardziej czułam się osaczona. <br />
Nie wiedziałam, czy chcę z nim być. Był kochający, dbał o mnie, ale czy ja chciałam z nim być? I czy on chciał być ze mną? Bo co to znaczyło? <br />
Dotknęłam jego ciepłej dłoni i odparłam: <br />
- Nie. Ja... To też moja wina... Chociaż wiesz? - Wzięłam głęboki wdech i mówiła dalej: - Mówimy o tym, jakby to było coś złego, ale przecież nic się nie stało, prawda? W sensie nic złego. Wręcz przeciwnie. - Usiadłam prosto i oparłam się o oparcie łóżka. Gabe zrobił to samo. <br />
- O czym myślisz? - zapytał spokojnie. <br />
- Że możemy spróbować. Chyba nic złego się stać nie może. Tylko musimy sobie coś obiecać. Jeżeli nam się nie uda, wciąż będziemy przyjaciółmi. <br />
- Kocham cię - powiedział delikatnie, po czym usiadł na mnie okrakiem. - Kocham - powtórzył, tym razem szeptem i pocałował mnie, nie pozwalając powiedzieć ni słowa więcej. Nie myśląc, odwzajemniłam pocałunek i zatraciłam się w nim bezgranicznie. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, powiedziałam: <br />
- Jestem śpiąca. To był dziwny dzień. Jeżeli chcesz możesz zostać - zachęciłam i objęłam go ramieniem, zamykając oczy. - proszę bardzo. Oczywiście, nie musisz. <br />
<br />
<br />
Kiedy wstałam Gabriela już nie było, a ja za nim zatęskniłam, co mnie zdziwiło. Brakowało mi go, jego obecności. Tym bardziej, że miałam tej nocy dziwny sen. Mówiąc dziwny, mam na myśli nienaturalny. <br />
W tym śnie stałam na wielkim wzgórzu, lecz nie wyglądałam jak ja. Miałam płomieniste czerwone włosy i ogromne, białe, wpadające w szarość, skrzydła. <br />
Po jednej stronie góry- tej świetlistej i bezchmurnej- stali aniołowie na czele z Gabrielem(!), a z drugiej strony- tej burzliwej i pogrążonej w ciemności- stały demony. <br />
Najbardziej zadziwiający był Gabriel, którego widok przyprawiał o zachwyt. Jednak jego śnieżnobiałe skrzydła, które były dwa razy większe od moich, zdawały się być jedną z najdziwniejszych rzeczy. Stojący na przodzie karawany zdawał się być potężnym i pewnym siebie przywódcą zastępów aniołów. <br />
Po drugiej stronie, na której czele stał mężczyzna o średniej długości, blond włosach i niebieskich jak niebo oczach. A skrzydła miał czarne wielkości skrzydeł Gabe'a. To wszystko było takie irracjonalne. <br />
Pogoda była burzliwa, chmury ciemnogranatowe i tylko gdzieniegdzie promienie słońca, przebijały się przez nie. Gęsta mgła spowijała pustą przestrzeń. <br />
Wrogie spojrzenia skierowane w moją stronę z każdej strony i ja stojąca po środku całej gwardii. Demony zaczęły iść w kierunku aniołów, a ja wciąż stałam sztywno z długim mieczem w dłoni o mocnej rękojeści. <br />
Pościeliłam łóżko i od razu chwyciłam za telefon. To jest głupie, ale dziwnie Gabriela brakowało. Zważywszy na fakt, co między nami zaszło. <br />
- Halo? - usłyszałam jego seksowny głos. - Susanne? <br />
- Hej, Gabe. - Nie byłam pewna jak mam się do niego zwracać. Zaledwie wczoraj zdecydowaliśmy, że spróbujemy. Bałam się wszystko zepsuć. - Zajść po ciebie przed szkołą? - zapytałam, nie naciskając. Czułam jak uśmiecha się do telefonu. <br />
- Jasne, Aniele. Będę czekał. - Rozłączył się, a ja opadłam na łóżko. <br />
Teraz wiedziałam, że Gabe jest idealny. Czyżby to on zawsze był tym jedynym? On... jest taki cudowny, kochany... Dlaczego ja tego nigdy nie zauważałam? Każde jego słowo było idealnie wyważone. <br />
Kiedy byłam już gotowa, założywszy moje czarne baleriny - gdyż uznałam, że pogoda jest zbyt dobra na męczenie się w moich ulubionych butach - wyszłam z domu. <br />
Gdy otworzyłam drzwi jego mieszkania, Gabriel stał już w wiatrołapie i zakładał buty. Natychmiast podniósł się z ziemi i przylgnął do mnie, obejmując mnie w talii. Stanęłam na palcach, aby móc go pocałować. Czułam się wyjątkowo jak nigdy. Teraz już nie wydawało mi się to tak dziwne, jak kiedyś. Ja i Gabriel. My. <br />
- Witaj, Aniele - przywitał się, gdy oderwaliśmy nasze usta. Chłopak wciąż mnie obejmował. Kiedy wypuścił mnie z objęć, zdałam sobie sprawę, że muszę z nim porozmawiać o tym, co coraz częściej nawiedzały moje sny. Tym razem było inaczej, wszystko widziałam dokładniej, a to mnie zaczęło przerażać.<br />
- Hej, hej - odparłam, chowając ręce za sobą. - Kocham cię - wyszeptałam mu do ucha, stając na palcach, po czym zapytałam: - Idziemy na kawę?<br />
- Mhm. Tak - powiedział z niemożliwym spokojem w głosie.<br />
Siedząc, trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie w oczy. Nie mogłam wyjść z podziwu. Był taki wyluzowany i opanowany. <br />
- To był dziwny sen - powiedziałam, przerywając ciszę i powoli kończyłam mu go opowiadać.<br />
- Uhm... Muszę ci o czymś powiedzieć, Susanne. Już czas - mruknął.<br />
<br />
<div>
<br />
<br />
*Gabriel* <br />
Poczułem, jak Metatron mnie przywołuje. Zamknąłem oczy i przeniosłem się do nieba. - Dowiedziałem się, że już jeden etap się zaczął. Jak miałem zareagować? - zapytałem, nie oczekując odpowiedzi. Byłem zdenerwowany i nie panowałem nad sobą. <br />
- Faktem jest, że cię do takiej rozmowy nie przygotowywaliśmy, ale dobrze się spisałeś, Gabrielu, jak zawsze- odparł Metatron, najwyższy rangą archanioł, który jako jedyny widział Boga. Czasem zastanawiałem się jak on wygląda. Ma ciało, czy jest duchem? Wygląda jak młodzieniec, czy raczej jak starzec? Miałem wrażenie, że i tak się tego nie dowiem. Byłem tego przekonany. Ja nawet nie mam władzy. Ja tylko roznoszę nowiny. Nie jestem wojownikiem i nigdy nim nie będę. <br />
- Musiałem wybrnąć z tej sytuacji, ale co będzie dalej? Jesteś pewny, że ona nie zwriuje? To jednak jest ogromna tajemnica, której nie można powierzyć nikomu. <br />
- Cóż... Trzeba ją przygotować tak, aby się nie przelękła- odrzekł archanioł, po czym zniknął niezauważenie.<br />
Łatwo mu mówić. Jakoś coś wymyślę. Nie mam innego wyjścia. Poza tym Susanne mi ufa, zawsze ufała. Wybrnę z tego. <br />
<br />
<br />
*Susanne* <br />
<br />
- To nie są sny, a wizje. - Moje oczy zwiększyły się do rozmiarów dużych guzików, jarząc się błękitem. <br />
- Że co? Gabe... Wizje? Oszalałeś? - Nie mogłam w to uwierzyć. Zdawało mi się to jakimś idiotyzmem. <br />
- Nie oszalałem. Posłuchaj. Na razie te wizje nie są na jawie, ale z czasem zaczniesz mieć pełne wizje, bo to co teraz miewasz to tylko przebłyski przyszłości. <br />
Czy on sobie ze mnie żartuje? Myśli, że nie mam nic innego na głowie tylko jakieś durne bajki? Próbowałam odgonić od siebie myśl, że wszyscy ze mnie tylko kpią i powiedziałam: <br />
- No dobrze. Załóżmy iż masz rację, ale w takim razie dlaczego ja je mam?- Nie wierzyłam. Nie umiałam. To było irracjonalne!<br />
- No, bo widzisz. Ty nie jesteś zwykłym człowiekiem, a właściwie to w ogóle nim nie jesteś. <br />
No teraz to przesadził. Ja nie jestem człowiekiem?! To czym do cholery?! Co jest ze mną nie tak? <br />
- No teraz to już przesadziłeś!- krzyknęłam, ale on chwycił mnie za rękę i próbował tłumaczyć dalej, że jestem hybrydą anioła i demona. Zapytałam, jak to możliwe. Wciąż byłam zdezorientowana. Nie potrafiłam sobie tego ułożyć w głowie. <br />
Okazało się, że moja matka, która była cherubinem, zakochała się w serafinie. Nie mogli być razem, bo serafin nie może się związać z aniołem o niższej randze. Mój ojciec Astaroth sprzeciwił się Bogu. Powiedział, że pokochał Naomi - moją matkę - i że chce z nią być. Bóg za to, że mój ojciec powiedział coś tak niedorzecznego, wygnał go do piekła. W ten sposób mój ojciec stał się demonem i to najwyższym w randze. Naomi nie chciała się sprzeciwiać Bogu, więc ze smutkiem wymalowanym na twarzy patrzyła jak Astaroth odchodzi, lecz ich miłość trwała. Naomi i Astaroth spotykali się, więc na ziemi, gdyż do nieba wstępu już jej ukochany nie miał. Astaroth spłodził mnie, a gdy dowiedział się, że w łonie Naomi żyje bękart, rozkazał podrzucić komuś dziecko, gdy tylko się urodzi. Ciąża Naomi nie trwała długo. Dziecko rozwijało się bardzo szybko. Podobno tak szybko, że nawet sam Bóg nie spostrzegł nowego życia w ciele Naomi, gdyż nie stanęła ona w niebie, dopóki nie urodziła. Gdy tylko okazało się, że to dziewczynka, Astaroth wiedział, że nie tyle trzeba ją podrzucić, co schować przed demonami i aniołami, bowiem dorosła dziewczyna, hybryda anioła i demona, byłaby groźna dla obu środowisk. Mogła być tarczą jak zarówno bronią. Dlaczego akurat dziewczynka miała być niebezpieczna? Tego nie wiem, gdyż nawet Gabriel nie posiadał takiej wiedzy. <br />
Teraz nie wiedziałam, co myśleć. Ja hybrydą anioła i demona? To takie nierozsądne... Choć nie to było najgorsze. Moi rodzice, nie byli moimi rodzicami. To bolało, choć z drugiej strony wyjaśniało wiele rzeczy. Teraz miałam tylko jedną myśl w głowie.</div>
<div>
Nie jestem ich córką. Jestem adoptowana.<br />
- I ty myślisz, że ci uwierzę? - wyśmiałam go. - Myślałam, że skoro jesteśmy razem, nie będziesz ze mnie nigdy żartować. <br />
- Ale Susanne, ja mówię prawdę - powiedział spokojnie. <br />
- Skończ! - wykrzyknęłam, gwałtownie podrywając się od stołu. - Nigdy więcej mi tego nie rób! Nigdy więcej mnie nie okłamuj! <br />
- Ale ja... - urwał, chwytając mnie za przegub. - Kocham cię i nigdy bym nie śmiał. Idź do domu, powiem w szkole, że masz zatrucie pokarmowe. <br />
- Tak, masz rację. Przepraszam, ale... Pójdę do domu. Za dużo się dzieje, a ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. - Jednak podświadomie musiałam w to wierzyć, bo inaczej nie sformułowałabym tak zdania. Gabriel spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, wciąż trzymając mój przegub. - Między nami w porządku, Gabe. - Pocałowałam go w policzek i wyszłam z kawiarni. - W porządku. <br />
<br />
<br />
Otworzyłam skrzynkę pocztową i zajrzałam do środka. Listu nie było, choć to wcale mnie nie zdziwiło. Czego ja się spodziewałam, że po 3 dniach dojdzie? <br />
Weszłam do domu z nadzieją, że rodziców nie ma w domu, kompletnie zapominając, że ojciec miał wolne. Kiedy wychodziłam do Gabriela jeszcze spał. Miałam nadzieję, że nic się nie zmieniło. Nie chciałam go widzieć. Go ani jej. Miałam ich po dziurki w nosie! Tak mnie okłamać! <br />
W czasie podróży do sypialni, zdecydowałam, że wsiądę do pierwszego lepszego pociągu i pojadę do babci. Musiałam to zrobić. W końcu nie widziałam jej tak dawno. Byłam rozstrzęsiona. <br />
Spakowałam wszystkie niezbędne rzeczy, w tym ubrania, kosmetyczkę i książkę, po czym wybiegłam z mieszkania, zostawiając dla rodziców kartkę z informacją. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Wyjeżdżam do babci, nie wiem kiedy wrócę. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><i>Susanne </i></i><br />
<i><i><br /></i></i></div>
<i>
</i>
Wsiadłam do autobusu wraz z torbami i pojechałam na peron. Duży zegar, umiejscowiony na gipsowej kolumnie, wybijał godzinę dziewiątą. Idąc, słyszało się stuk kobiecych obcasów, które biegły z walizką, aby zdążyć na pociąg. Niektóre z nich ciągnęły za sobą dzieci, inne szły samotnie. Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Zdawało się, jakby nikt nie miał czasu. <br />
Weszłam do dużego budynku z dużymi szklanymi oknami i podeszłam do kasy. Szybko kupiłam bilet i opuściwszy pomieszczenie, spoczęłam na ławce, gapiąc się na ten sam, duży zegar. Mój pociąg odjeżdża o godzinie 9:30, więc miałam jeszcze równo dwadzieścia pięć minut. Wyjęłam z torby "Szukając Alaski" Johna Greena i pogrążyłam się w lekturze. Nawet nie spostrzegłam, jak obok mnie siada chłopak. <br />
- Cześć - przywitał się. - Dokąd jedziesz? - podniosłam głowę z nad książki i uśmiechnęłam się do przysadzistego mężczyzny. <br />
- Nashville, Illinois, a ty? - spytałam nieznajomego. Miał granatowo-niebieskie oczy, które lśniły w świetle lamp. Jego blond włosy były postawione na żelu, a usta pełne i czerwone. Jego widok wspierał dech w piersiach. Na chwilę przestałam myśleć o tym wszystkim, co jest ze mną nie tak. <br />
- Nashville? To kawał drogi od Greenwich Village. Jeżeli będziesz miała szczęście, dojedziesz w 14h. Jak to wytrzymasz? - spytał, unosząc nieznacznie kąciki ust. - Jadę do Springfield. <br />
- Masz jeszcze dalej niż ja. - Wzruszył ramionami. - Skoro jedziemy tym samym pociągiem, bo jedziemy, prawda? To możemy usiąść razem - zaproponowałam. - Nie chcę się nudzić. <br />
- Świetny pomysł - odparł. - Nazywam się Lucas, a ty? <br />
- Susanne. <br />
- Miło mi cię poznać, Susanne. To co? Chodźmy do pociągu - powiedział, wstając i podając mi dłoń o długich, smukłych palcach. Chwyciłam walizkę i powlekłam się za Luke'iem, który szedł, na swoich długich nogach dwa razy szybciej ode mnie, tak, że musiałam przyśpieszyć kroku.</div>
______________<br />
Hm. No to jak wam się podoba? Pod ostatnim postem w jeden wieczór dostałam 6 komentarzy + w inne dni doszło kilka. Wiecie jak się miło je czyta? To jest coś takiego jak... Napisałam coś, co im się podoba! Omfg! Jednak nie jestem taka beznadziejna. :)Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-51828072747571486162014-12-19T21:12:00.002+01:002014-12-20T20:53:50.289+01:0006. Pierwszy raz<br />
Nie wiem, jak to możliwe, że całą sobotę i niedzielę przesiedziałam w domu, prawie nie pokazując się na oczy nawet ojcu. Może to i dobrze, pomyślałam. Nie potrzebowałam jego towarzystwa ani nic w tym rodzaju. Od lat doskonale radziłam sobie sama. Jednakże wciąż mnie zastanawiało, co się w nim zmieniło. Dlaczego przestał być taki oziębły? Kiedyś przyjdzie czas, że to zrozumiem, ale to jeszcze nie miało być dzisiaj.<br />
Wzięłam zaklejoną kopertę z biurka, włożyłam ją do czarnej torby i zarzuciwszy ją na ramie, wybiegłam pędem z domu, nie zważając na słowa ojca. Chciałam jak najszybciej zanieść list na pocztę, aby wyczekiwać na odpowiedź babci. Tak dawno jej nie widziałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak mi jej brakowało aż do wczoraj.<br />
Otworzyłam zamaszystym ruchem ciężkie drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do okienka, uśmiechnęłam się do pracownicy. Kobieta miała kasztanowe włosy, które opadały falami na ramiona. Na niewielkim nosie miała nasadzone czerwone okulary o charakterystyczny, prostokątnym kształcie.<br />
- Dzień dobry – powiedziałam. – Poproszę jeden znaczek pocztowy. – Kobieta odwzajemniła uśmiech i podała mi znaczek, który szybko nakleiłam na kopertę. Podziękowawszy pracowniczce, oddaliłam się w kierunku wyjścia i wrzuciłam kopertę do skrzynki pocztowej.<br />
Kiedy opuściłam budynek, skierowałam się przez park do domu. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Sandrę zmierzającą w moim kierunku. Automatycznie zacisnęłam pięść i przywołałam na twarz fałszywy uśmiech.<br />
- Cześć – wycedziłam przez zęby, kiedy się do mnie zbliżyła i zatrzymała tuż przede mną.<br />
- No cześć – zaświergotała, wyciągając paczkę papierosów. – Chcesz? Będzie jak za dawnych czasów. Nie widziałyśmy się od dłuższego czasu. – Miałam ochotę zaśmiać jej się w twarz. 2 TYGODNIE TEMU. To ma być dłuższy czas. Próbowałam stłumić irytację, która we mnie wezbrała. Powstrzymałam chęć przypomnienia jej o zdradzie, której oboje się dopuścili. Może tego nie pamiętała. Bzdury! Nie mogła nie pamiętać. Przełknęłam głośno ślinę i wyrzuciłam:<br />
- Nie palę.<br />
- Oooo… Co się zmieniło? – zdziwiła się, lecz o dziwo, wcale nie naskakiwała na mnie, jak to miała kiedyś w zwyczaju.<br />
- Nie. Nic. Wszystko tak jak kiedyś. <br />
- Czyli norma? – dopytywała.<br />
- Dokładnie. A u ciebie?<br />
- To samo. Wciąż z tym samym facetem. – Nie mogłam już znieść widoku jej twarzy. – Zdaje się, że Drew i ja jesteśmy dla siebie stworzeni.<br />
- Poniekąd. Ale powiedz mi jedno… - Nie wytrzymałam. – Co to było z Chrisem? No wiesz. Tamtej sobotniej nocy.<br />
- Ach… Impuls. No wiesz. Pokłóciliśmy się z Drew, musiałam jakoś odreagować.<br />
- I postanowiłaś zrobić to z moim chłopakiem? – dopytywałam.<br />
- Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest twoim chłopakiem. Poza tym do niczego nie doszło, jeżeli cię to wciąż interesuje.<br />
- Nie interesuje. I tak mi się nie podobał. Był jak używka. Jednorazowa.<br />
- Czyli między nami wporzo? – Po raz kolejny zacisnęła pięść i z trudem powstrzymywałam się od zadania ciosu.<br />
- Jasne. Wporzo – wycedziłam.<br />
- No to może kiedyś spotkamy się na melo, czy coś?<br />
- Może – odparłam, ruszając z miejsca.<br />
- To do zoba! – wykrzyknęła, gdy byłam już dosyć daleko od niej.<br />
Kiedyś mieliśmy zasady. To znaczy, nasz gang miał reguły, których trzeba było przestrzegać. Gang był jak jedna wielka rodzina, a kiedy mnie przeniesiono do innej szkoły, wszystko się skończyło, a ja przestałam do nich należeć.<br />
Miałam straszną ochotę opowiedzieć Drew o tym, co zaszło między Sandrą, a Chrisem, ale nie chciałam być taka, jak ona. Nie byłam taka nigdy.<br />
Idąc, wciąż krew we mnie buzowała, a moje myśli krążyły szalenie po umyśle. Wyjęłam słuchawki z torby i włączyłam The Pretty Reckless- Make me wanna die. Zaczęłam śpiewać pod nosem, wciąż pełna negatywnej energii, którą po prostu musiałam wyładować.<br />
Gdy wróciłam do domu, szybkim krokiem poszłam do łazienki. Tuż przed drzwiami zatrzymał mnie głos ojca.<br />
- Gdzie byłaś? Kolacja już dawno wystygła.<br />
- Kolacja? – wymamrotałam, gwałtownie się odwracając. – Kolacja – powtórzyłam. Pokiwał przecząco głową.<br />
To było dziwne. Zdecydowanie dziwne. – Jakież to wydarzenie sprawiło, że, wyrodnej córce kolacje waćpan przygotowywał tego wieczora? – zgrywałam się, bawiąc się w najlepsze.<br />
- Och, Susanne. Mogłabyś sobie choć dziś darować – stwierdził. – Umyj ręce i chodź. Odgrzeję ci w mikrofali.<br />
- Cóż za uprzejmość – skomentowałam po raz ostatni tego wieczory, gdyż ojciec ewidentnie nie był w humorze na moje gierki.<br />
Siedzieliśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę. On zajęty sączeniem kawy, ja krojeniem parówek.<br />
- A więc…<br />
- A więc – przedrzeźniłam – zjadłam. A więc dziękuję i do widzenia – powiedziałam, wstając od stołu.<br />
- Poczekaj – powiedział ochrypłym, gardłowym głosem.<br />
- Hm? – mruknęłam.<br />
- Dobranoc, kochanie – słowa te zabrzmiały tak troskliwie, że aż groźnie. Coś mi tu ewidentnie nie grało.<br />
- Mhm. Dobranoc. – Pobiegłam do swojego pokoju, zamykając drzwi. <br />
<br />
<br />
Kiedy następnego dnia, jedliśmy wspólnie śniadanie(!), zagadnęłam o mamę. Okazuje się, że była w domu na wieczór, ale dziś rano, jeszcze przed 7, opuściła mieszkanie. Norma, uznałam. Byłam tym kompletnie nie wzruszona.<br />
Byłam trochę sfrustrowana wydarzeniem z wczoraj, lecz staram się nie dać tego po sobie poznać.<br />
Wyjęłam komórkę i spojrzałam na zegarek. 7:45<br />
- Dobra, a teraz mów, co cię naszło na tą nagłą miłość, co? Planujesz jakiś zamach stanu czy coś?<br />
Zaśmiał się głośno i westchnął głęboko.<br />
- Czy coś.<br />
- Jasne – wymamrotałam i pośpiesznie wstałam od stołu. – Cześć.<br />
Dzisiejszy dzień był równie męczący jak pozostałe. Najpierw zajęcia z trygonometrii. Nie było nowością, że nic nie zrozumiałam. Potem wraz z Sophie poszłyśmy na zajęcia języka angielskiego. Później miałam kolejno jeszcze algebrę, hiszpański, łacinę, historię sztuki i etykę. Ostatnie zajęcia były najluźniejsze, jednakże dzień mi się strasznie dłużył. Prawdopodobnie dlatego, że dziś w szkole nie było Gabriela. To dziwne, ale brakowało mi go. Naszych rozmów podczas lunchu i wszystkiego. Wysłałam do niego chyba z dwadzieścia SMS-ów. UWAGA. Na żaden nie odpisał. Zaczęłam się o niego martwić. Przez cały dzień, myślałam tylko o NIM, co było dziwne, ponieważ miałam inne sprawy na głowie, jak np. zaliczenie trygonometrii.<br />
Cały dzień chodziłam spięta i zestresowana, nie wiedzieć czemu. Podeszłam do szafek, aby schować podręczniki, gdy Soph się odezwała: <br />
- Hej. – Przyznam, że mi jej trochę brakowało. – Wszystko w porządku? <br />
- Jasne, czemu miałoby nie być? – Wzruszyła ramionami. – A u ciebie?<br />
- Też. W sumie. No to… cześć – powiedziała, wycofując się.<br />
- Cześć – odparłam, gdy dziewczyna oddaliła się na tyle, by już mnie nie móc usłyszeć. Od pewnego czasu nasze rozmowy wyglądały tak samo. Ten sam schemat. Przywitanie. Partykułka grzecznościowa typu: „Jak tam?”, „Co tam?”. Odpowiedź- pozytywna, najczęściej zakłamana. Znów partykuła grzecznościowa. Przytaknięcie, bądź powtórzenie tej samej odpowiedzi. Pożegnanie<br />
Nie powiem. Moje życie robi się coraz to ciekawsze.<br />
Zatrzasnęłam szafkę i w samotności wróciłam do domu. Przez całe południe aż do wieczora próbowałam się dodzwonić do Gabriela, ale nie odbierał. Kiedy wreszcie się poddałam, usłyszałam jak rozbrzmiewa piosenka „Runawy Train”.<br />
- Halo – powiedziałam niepewnie. Usłyszałam głos Gabriela, na którego dźwięk podskoczyłam gwałtownie z radości. – Jezu, Gabe, martwiłam się – wysapałam. – Co się z tobą dziś działo?<br />
Nie wiedziałam, dlaczego nie chciał mi zdradzić, co dziś robił, gdzie był. Zawsze wydawało mi się, że mówimy sobie wszystko. Tym razem jednak zbył mnie słowami: „Miałem coś do załatwienia”. No i tyle się dowiedziałam, że miał COŚ do załatwienia.<br />
Drzwi powoli się otworzyły, skrzypiąc. Zobaczyłam go i podskoczyłam z radości.<br />
<span class="TextRun SCX121802077" style="-webkit-user-select: text; background-color: white; font-family: Calibri, sans-serif; font-size: 12pt; line-height: 20px; margin: 0px; padding: 0px; text-indent: 28px;" xml:lang="PL-PL"><span class="NormalTextRun SCX121802077" style="-webkit-user-select: text; background-color: inherit; margin: 0px; padding: 0px;"> </span></span><span class="TextRun SCX121802077" style="-webkit-user-select: text; margin: 0px; padding: 0px; text-indent: 28px;" xml:lang="PL-PL"><span class="NormalTextRun SCX121802077" style="-webkit-user-select: text; margin: 0px; padding: 0px;"> Gabriel. Miał na sobie czarną koszulkę w serek i czarne dżinsy. Wyglądał zniewalająco jak </span></span>zawsze. Byłam przerażona, że tak mi się podobał. Odłożyłam komórkę na biurko i podeszłam do niego, patrząc w głębię jego oczu.<br />
Był dziwnie tajemniczy, a ja tego nienawidziłam. Nie lubiłam żyć w niepewności, mimo że tak naprawdę moje życie było niepewne od samego początku. W każdym razie, nie lubiłam tego uczucia niewiedzy. Wolałam wiedzieć, co mnie czeka jutro, czy nawet za chwilę, gdyż nie lubiłam być zaskakiwana, nawet jeśli to miał być jakiś miły prezent. Nie lubiłam niespodzianek od zawsze. Były totalnie oklepane, choć niektórzy uważali je za miłe, etc. Oczywiście nie mogłam powiedzieć nigdy o sobie, że jestem taka jak inni ludzie. Zawsze byłam wyjątkowa, choć nie jestem pewna, czy w tym pozytywnym sensie.<br />
Niemniej jednak nie chciałam mu dać się tak łatwo zbyć. Położyłam mu rękę na policzku i podeszłam do niego bliżej, wpatrując się w jego brązowe oczy.<br />
- Czemu nie chcesz mi powiedzieć? - spytała spokojnie. Gabe odwrócił głowę. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Bał się. Zdecydowanie czegoś się bał. - Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię - prawie wykrzyknęłam. - Znów spojrzał na mnie niepewnie, a ja chwyciłam jego twarz w ręce. - Wiesz, jak się martwiłam? Wiesz, jak mi na tobie zależy? Nigdy mi tego nie rób! Nigdy! - Przyłam przerażona swoją reakcją, a jeszcze bardziej jej brakiem u Gabriela. Nawet nie wiem, kiedy, nasze usta zbliżyły się do siebie tak, że czułam jego oddech na sobie. Poczułam, jak kładzie mi rękę na plecach i przyciąga do siebie. Zaparło mi dech w piersi; spojrzałam w górę. Jego oczy zaiskrzyły się szalonym blaskiem. Smukłe, czerwone usta przywarły do moich. Poczułam słodki smak jego pocałunku i włożyłam dłonie w jego czarne włosy. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, obojgu z nas brakowało tchu. Jeszcze nikt mnie tak nie całował. Z taką pasją i pożądaniem.<br />
-To było...<br />
-Niesamowite - dokończyłam za niego, po czym ściągnęłam koszulkę przez głowę i rzuciłam ją w róg pokoju. Poczułam jak całuję mnie po szyi, a jego pocałunki delikatnie muskały moją skórę, schodząc coraz niżej. Włożyłam ręce pod jego t-shirt i zaczęłam go mu zdejmować. Biło od niego ciepło, które przechodziło na mnie z każdym jego dotykiem.<br />
Leżeliśmy pod kołdrą, oddychając ciężko. Kiedyś wydawało się dla mnie to wyjątkowe i pragnęłam to zrobić z osobą, którą dobrze znam i którą kocham. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że Gabriel mógłby być tą osobą. Co najlepsze kochałam go, nie zdając sobie z tego sprawy, bo nigdy nie wierzyłam w miłość. Teraz wszystko stawało się jaśniejsze. Sytuacja na zajęciach z rysunku, ciągłe myślenie o nim i zamartwianie się. Nigdy nie myślałam o nim, jako o kimś więcej niż tylko przyjacielu. A teraz... Bałam się, co będzie... Przespałam się z nim, choć nawet nie wiem, co mnie do tego zepchnęło. Nie planowałam tego. Podobał mi się, to prawda, ale...<br />
Żadne z nas nie odezwało się po tym, co zaszło. Zastanawiałam się, o czym myśli. Może zrobiłam coś źle? Zawsze wydawało mi się, że seks jest czymś ważnym i trzeba to zrobić z odpowiednią osobą, ale teraz to nie miało głębszego znaczenia. Zapewne tworzy on jakąś więź między dwojgiem ludzi, ale przed nim wydawało się to wszystko bardziej wyjątkowe.<br />
Oplotłam go nogami i położyłam głowę na jego torsie.<br />
- Co teraz z nami będzie? - zapytałam, wpatrując się w ścianę.<br />
- A co chcesz żeby było? - Wzruszyłam bezradnie ramionami.<br />
- Powiedz mi, co to dla ciebie znaczyło, jeśli w ogóle coś znaczyło...<br />
- Kocham cię - wypowiedział z trudem - od dawna, więc odpowiedz sobie sama, S.<br />
- Ja... Chyba też... Trudno to nazwać, bo ja nie wierzę w miłość. Nie wierzyłam przynajmniej. - Pogładził mnie ręką po włosach i poczułam jak jego klatka piersiowa się unosi, aby zaczerpnąć powietrza. - Jednakże to... coś niezwykłego. Nigdy czegoś takiego nie czułam, ale...<br />
- Ale? - Czekał na odpowiedź.<br />
- Czy warto ryzykować naszą przyjaźń? <br />
__________________<br />
I jak wam się podoba kolejny rozdział? Komentujcie, bo to strasznie motywuje do pisania. :) A propos motywacji... Pod ostatnim postem był tylko jeden komentarz - Black Sun. To przykre. A ja nw czemu tak jest. Nie podoba się, czy jak?<br />
Chcecie być na bieżąco=obserwujcie! :3<br />
Pozdrawiam. :)<br />
~Dark Angel<br />
PS. Zapraszam na genialny blog mojej koleżanki- Black Sun. Gwarantuję, że nie pożałujecie. -> <a href="http://lamaisondelamort-by-blacksun.blogspot.com/">KLIK</a>Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-35964239559351511242014-12-16T17:39:00.001+01:002014-12-23T15:05:40.592+01:0005. Nietypowe zjawisko Kiedy wstałam, z przykrością stwierdziłam, że Gabriela nie było. Była sobota, a ja postanowiłam nie wychodzić z domu. Wzięłam czarny t-shirt, dżinsy i bieliznę, po czym poszłam do łazienki wziąć prysznic. Gdy ochłonęłam, wytarłam włosy i włożyła ubranie.<br />
Usłyszałam burczenie brzucha, więc zeszłam na dół, aby zjeść śniadanie. Ze zdziwieniem spojrzałam, jak Gabriel krząta się po kuchni.<br />
- Hej – powiedziałam na wpół śpiącym głosem, uśmiechając się do niego.<br />
- Cześć – odpowiedział. – Uznałem, że zjadłabyś pewnie jakieś śniadanie, więc zszedłem je przygotować.<br />
- Tosty? – zapytałam.<br />
- Uhm. Może być?<br />
- No jasne. – Usiadłam na krześle i oparłszy się na łokciach wpatrywałam w chłopaka. Kiedy postawił przede mną talerz, wzięłam kanapkę do ręki. Poczułam jak powoli zaczyna mnie piec skóra. Wypuściłam tosta z dłoni.<br />
- Gorące – uprzedził, ewidentnie za późno.<br />
- Zauważyłam. – Gabe usiadł naprzeciwko mnie. <br />
- Smacznego.<br />
- Dzięki. Wzajemnie. Hmm… Za wszystko – dodałam po chwili.<br />
- Uhm. Zdajesz sprawę, ile razy ostatnio mi dziękowałaś? – Uśmiechnął się protekcjonalnie.<br />
- Za mało – odparłam półszeptem. Wzięłam ostatni kęs tosta i wstałam od stołu. Raz jeszcze mu podziękowałam i skierowałam się do schodów.<br />
- Gdzie idziesz? – zapytał, zrywając się z krzesła. – Chyba nie zamierzasz siedzieć cały dzień w domu?<br />
- Właśnie, że zamierzam. – Westchnął głęboko. – A czemu nie?<br />
- Miałem nadzieję na kino. Może kawę, czy coś.<br />
- Nadzieję zawsze można mieć. Z resztą wiesz, że ostatnio nie jest ze mną najlepiej – tłumaczyłam się. – W każdym razie jeszcze raz dziękuję za śniadanie. – Nie powiedziawszy ni słowa więcej wróciłam do swojego pokoju.<br />
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że oddalam od siebie ludzi. Och, jak dobrze to wiedziałam. Jednakże i tak to robiłam, nie zważając na konsekwencje. Zależało mi wyłącznie na tym, aby nikt więcej nie był mnie w stanie zranić.<br />
Gdy zauważyłam niezwykłe stworzenie za oknem, usiadłam z szkicownikiem na łóżku. Natychmiast zaczęłam rysować ptaka, który siedział na gałęzi drzewa. Ptak był bardzo urodziwy. Jeszcze nigdy nie widziałam w życiu tak pięknego stworzenia. Miał niebieski dziób, większość jego upierzenia była błękitna. Na szyi pióra przyjmowały barwę fioletu. Rysując go, zauważyłam jak jego czarne oczy wpatrują się we mnie. Jego spojrzenie było przejrzyste. Miałam wrażenie, że odczytuje moją duszę. Uśmiechnęłam się delikatnie i rysowałam dalej.<br />
Gdy skończyłam porównałam szkic z ptakiem, siedzącym na drzewie. Zdumiałam się, że wyszedł mi prawie identyczny. Jedyną różnicą były jego oczy, które w moim wykonaniu wyszły puste i bez wyrazu.<br />
Podeszłam do okna i otworzyłam je, po czym wpatrywałam się z bliska zwierzęciu. Było niesamowite. Jak prosto z bajki. Kiedy tylko odwróciłam wzrok, aby odłożyć szkicownik, ptak zerwał się do lotu i poszybował ku niebu, a ja patrzyłam jak powoli się oddala.<br />
Westchnęłam ciężko i zamknęłam okno. Z hukiem opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Nie miałam planów na dzisiejszy dzień. Szkicownik leżał niedbale obok mnie, otwarty na rysunku ptaka.<br />
Usłyszałam ciche pukanie. Zaskoczona poderwałam się z łóżka i podbiegłam do ojca.<br />
- Tato? Wróciłeś? – zarzuciłam mu ręce na szyje i przytuliłam mocno. – Tęskniłam.<br />
- Wiem, córeczko, wiem. – Nie byłam pewna, dlaczego tak za nim tęskniłam. Nie był ojcem idealnym, ale zdecydowanie dogadywałam się z nim lepiej niż z matką. To był fakt. No dobra. Może nie był najgorszym rodzicem. Rozumiem, że praca nie pozwalała mu na spędzanie czasu ze mną, bo musiał przecież zapewnić dobrobyt rodzinie i nie winię go o to, bo to nie jego wina. To wszystko przez matkę. To ona mnie zepsuła do szpiku kości. Czemu zaczęłam brać? Przez matkę. Czemu zaczęłam pić? Przez matkę. Na wiele pytań jest ta sama odpowiedź. Ludzie niszczą cię od środka, czasem właśnie ci najbliżsi, a to boli.<br />
- Na ile zostajesz? – zapytałam, wypuszczając go z objęć.<br />
- Tym razem aż na tydzień.<br />
- Fascynujące. Od kiedy to nie ganiają cię co trzy dni na jakieś wyjazdy? – Wzruszył ramionami.<br />
- No, ale mów, co u ciebie. Twoja mama powiedziała mi, że nie chciałaś iść ostatnio w poniedziałek do szkoły. – Nie tylko poniedziałek, pomyślałam i pokiwałam twierdząco głową.<br />
- Sprawy z chłopakiem – przyznałam. <br />
- Aż tak źle? – zapytał troskliwie, przygarniając mnie do siebie. Stałam sztywno. Czułam się w tym uścisku wyjątkowo nie na miejscu. On mnie nie przytula. On mnie nie przytulał. Nigdy. W każdym razie nie w takich sytuacjach. Co sprawiło, że stał się taki… uczuciowy? Oczywiście po przyjeździe raz na jakiś czas przytulał mnie, ale po niespełna trzech sekundach wypuszczał, jakby bał się jakiegokolwiek kontaktu. <br />
- Zerwałam z nim – przyznałam niechętnie. – Nie pasowaliśmy do siebie. – W sumie nie kłamałam tak bardzo.<br />
- Uhm. Rozumiem. Chcesz o tym pogadać?<br />
- Nie. Lepiej ty mi powiedz, co u ciebie ciekawego? – zagadnęłam.<br />
- Tęskniłem za tobą, za matką. Nie widziałem was chyba z dwa tygodnie. – Trzy, pomyślałam. – W każdym razie, dla mnie to była męka. Cała wieczność minęła. Wiesz może kiedy wróci mama?<br />
- Nie mam pojęcia. Chyba nikt tego nie wie. Nawet jej szef – stwierdziłam.<br />
- Taa. To prawda. No dobrze, idę do niej zadzwonić. – Drzwi się zatrzasnęły, a ja głośno westchnęłam.<br />
Był inny. Albo to mi się tylko wydawało. Sam wyraz jego twarzy taki ciepły, współczujący. Nigdy tak na mnie nie patrzył. Zawsze odbierałam to jako „i tak jesteś zbyt słaba, i tak nic nie osiągniesz”. To spojrzenie miało rację. Bo co osiągnęłam do tej pory? Wiem, co mogę osiągnąć przez palenie papierosów. Raka płuc. Przez dragi się mogę się uzależnić, a przez alkohol zmarnować sobie wątrobę. Tak. Nie ma co. Osiągnęłam tak wiele. Zaczątki wielu chorób. Gratulacje, Susanne, jesteś do bani.<br />
Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, przecież i tak wszyscy umrzemy, więc kogo obchodzi w jakim wieku i z jakiego powodu umrę. Równie dobrze mogłabym zasnąć dzięki tabletkom. Tak. Cudowny pomysł, choć może trochę niedopracowany. Co powiedzą o mnie ludzie? Co powiedzą o moich rodzicach? Kogo to obchodzi? Błagam, na pewno nie mnie. Nie mnie.<br />
No i teraz następuje pytanie: „to co mnie obchodzi”, czyżby już nic? Odpowiem, że nie, nie nic. Jest ktoś. Pewna osoba. Jedyna na tym całym świecie, która mnie obchodzi. Zdecydowanie nie jest nią moja mama ani ojciec. Jestem nią ja. Tak! Ja! Jak można mówić, że obchodzi mnie tylko własne ja? Nie chodzi mi dosłownie o mnie, oczywiście, a o moje życie. Obchodzi mnie jak ono się potoczy i jak będzie zakończone. Na pewno nie chcę być brana za słabą nastolatkę, która poddała się i zabiła. Chcę być silna i jestem przekonana, że właśnie taka jestem. Mam przynajmniej taką nadzieję. W takim razie, co sprawia, że jestem silna? Przyjaciele. Właściwie jeden przyjaciel. Ten prawdziwy. Gabriel. Dla niego chcę żyć, dla niego obchodzi mnie mój los.<br />
- Halo? – usłyszałam głos chłopaka w słuchawce telefonu. Był delikatny i pewny siebie.<br />
- Mój ojciec wrócił – powiedziałam do komórki. – To było dziwne. On… on mnie przytulił. Dwa razy.<br />
- Dziwne, ale ci się podobało – stwierdził.<br />
- Nie. Tak. Nie. Nie wiem. Może. – Wzięłam głęboki oddech. – Dziwne. To było dziwne. <br />
- On cię kocha.<br />
- Wiem. Chyba.<br />
- Na pewno. A teraz słuchaj, idź do niego i pogadaj z nim wreszcie.<br />
- O czym?<br />
- O twoich uczuciach. On chce cię wysłuchać. Jestem tego pewien. A ty zaś tego potrzebujesz. Nie chcesz gadać ze mną. Rozumiem. Naprawdę. Wolisz mi wmawiać, że jest w porządku. Jednak ja wiem swoje, Aniele. Idź z nim pogadaj.<br />
Rozłączył się. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ale miał rację. Dlaczego on zawsze musi mieć rację? Nienawidziłam tego. Nienawidziłam, że zawsze ma racje. Powinnam z nim porozmawiać, to znaczy z ojcem, ale nie potrafiłam. Może nie była po prostu na to gotowa. Bałam się jego reakcji. Tego co powiem, może wyśmieje. Nigdy z nim nie gadałam, nie o tych sprawach. Teraz zdawałam sobie sprawę, że tak było od zawsze. Ja nigdy nie potrafiłam się zwierzyć. <br />
Nie twierdzę, że wyszło mi to na złe, czy na dobre. Tak już jest. Ja taka jestem i nie sądzę by to się miało zmienić. Przynajmniej nie dziś, nie jutro, nie wkrótce. Może kiedyś. Ewentualnie nigdy.<br />
Kiedy opadłam znów, tym razem delikatnie, na łóżko, wzięłam do ręki szkicownik i wpatrywałam się w puste oczy ptaka. Był zadziwiająco piękny, nawet ten w szkicowniku. Niestety prawdziwy odleciał i pozostał mi tylko jego ślad w zeszycie.<br />
Kochałam przyrodę, wszystko co z nią związane. Pamiętam, że kiedy byłam mała często jeździłam do babci na wieś. Razem z nią chodziłyśmy na spacery do lasu i oglądałyśmy różne okazy ptaków, drzew i krzewów. Kochałam swoją babcię, jak nikogo. To jej imię wymówiłam jako pierwsze. Cassandra. Pamiętam, jakby to było dziś, gniew w oczach mojej rodzicielki. Nie jestem pewna, co dokładnie wykrzykiwała, ale nie była uszczęśliwiona. Ojciec był tym niewzruszony, jednakże cieszył się, że w tak wczesnym czasie zaczęłam mówić. Podobno zawsze robiłam wszystko wcześniej od moich rówieśników.<br />
Babcia. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak za nią tęskniłam. Kiedy to ją ostatnio widziałam? Pół roku temu? Może mniej. W każdym razie tęskniłam niemiłosiernie. Ona była jedyną osobą, która mnie rozumiała w 100%, nie licząc Gabriela, ale on jest chłopakiem. To coś zupełnie innego.<br />
Wstałam z łóżka i usiadłam przy biurku, zapalając lampkę. Wiedziałam, co muszę zrobić. Napisać list. List do babci, w którym opowiem jej wszystko, co ważne. Musiałam to zrobić.<br />
Wyjęłam kartkę papieru w linię i zaczęłam pisać.<br />
<br />
<br />
<br />
<i>Droga Babciu!<br /> Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak dawno się nie widziałyśmy. Brakuje mi naszych spacerów i rozmów przy gorącym kakao.<br /> Nie chcę się za bardzo rozpisywać, chciałabym do ciebie przyjechać i po prostu wszystko opowiedzieć. Niestety, jak wiesz, mam szkołę i nic z tym zrobić nie mogę. Tymczasem muszę się cieszyć namiastką tego co mamy- listami.<br /> A co u ciebie? Wszystko w porządku? Jak tam nasza kochana kotka? Naprawdę szkoda, że nie mogę jej mieć tu przy sobie, ale mama… Egh. Niki to takie cudowne zwierzę. A mówią, że psy są najlepszymi przyjaciółmi! Nie zgodzę się. Każde zwierzę jest cudownym przyjacielem, tak jak to ty zawsze mi mówiłaś. Nie mówi, a potrafi słuchać. Przepraszam, że rozpisuję się tak o sobie. Prawdę mówiąc przez papier jakoś mi nie idzie. Wolałabym w cztery oczy. Wiesz, zawsze istnieje ryzyko, że matka to otworzy i przeczyta.<br /> Jednakże muszę ci powiedzieć, że moje życie się ostatnio zawaliło. Przynajmniej tak myślałam. Jakoś się trzymam, ale nie jest łatwo na niego patrzeć… Tzn. na mojego byłego. Opowiem ci wszystko niebawem.<br /> Tymczasem muszę ci jeszcze powiedzieć, że ojciec po przyjeździe z delegacji jest jakiś inny. Co prawda widziałam go zaledwie 3 minuty, ale zdążyłam zarejestrować, że był cieplejszy, może nawet zmartwiony. Nie mam pojęcia, co to sprawiło, ale muszę się dowiedzieć. I dowiem się. Może nie dziś i nie jutro, ale kiedyś.<br /> Kocham cię i niecierpliwie czekam na odpowiedź.</i><br />
<div style="text-align: right;">
<i><i>Susanne</i></i><br />
<i><i><br /></i></i>
<br />
<div style="text-align: left;">
<i><i>_____________________</i></i></div>
<div style="text-align: left;">
Jak wam się podoba? Liczę na komentarze i obserwacje!<br />
PS. Rozdziały będę dodawała raz w tygodniu! :)</div>
</div>
<i>
</i>Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-60952391626943306892014-12-12T15:31:00.000+01:002014-12-23T16:19:44.741+01:0004. I znów ta samotność, i znów rozdzierający serce ból Przez cały czas chodziłam do szkoły, nie narzekając, ale kiedyś musiałam mieć dość. Życie przecież nie może być papką nic niewartych informacji, które tylko zmniejszają ilość miejsca na informacje pożyteczne. Na co mam się uczyć, chociażby twierdzenia Pitagorasa skoro i tak mi się w życiu to nie przyda? Życie nie składa się z trójkątów, których musisz wyznaczyć boki. To kompletnie nie tak wygląda.<br />
Moje całe życie było papką głupot i nic nie znaczących chwil. Życie jest tylko jedną chwilą. Zaczyna się i kończy, a po niej nie zostaje już nic prócz pustki. Niektóre chwile są bolesne, inne przyjemne, ale tak właściwie po co one są? Może lepiej by było, żeby życie było neutralne? Bez dobra i zła. <br />
Utopia. <br />
Utopia jest tym, co chciałabym otrzymać w swoim życiu. Nie chcę bólu, który jest mi zbędny. Po co mam cierpieć? Żeby potem umrzeć? A potem co po śmierci? Trafię do piekła, a może w nicość i zapomnienie. Nikt tego nie wiem. Pewnie dlatego tak bardzo się boję śmierci.<br />
Śmierć. Jest nieuchronna. Wiem, że nadejdzie. Czasem o niej marzę. Tak po porostu. Myślę sobie, że gdy nadejdzie, moje cierpienia odejdą. Co nie zmienia faktu, że się boję. Jednak śmierć zdaje się być korzystniejsza. Cała ta paplanina o tym, że niektórzy ludzie przechodzą czyściec na ziemi jest niejasna. Że niby jak DZIĘKUJESZ Bogu za cierpienie, czyściec się skraca. Gówno prawda. A jak ktoś nie dziękuje za udręki to co? Gnij se w czyśćcu tysiąc lat? Już nie wspominając, że po śmierci czas nie ma jednostki, etc.<br />
Poczułam kojące pieczenie.<br />
Znów byłam słaba. Znów to zrobiłam. <br />
Patrzyłam jak krew spływa mi po nadgarstkach i stopniowo krzepnie. Zamknęłam oczy i spojrzałam w górę, do nieba. (Ściślej mówiąc, na sufit, ale kogo to obchodzi.) <br />
Przepraszam, wypowiedziałam bezgłośnie.<br />
Znów jestem słaba. Znów poddałam się nałogowi. Znów się straciłam panowanie nad swoim życiem.<br />
Kiedy usłyszałam, jak telefon wibruje, odłożyłam żyletkę i odczytałam wiadomość od Gabe’a.<br />
<br />
<i>Co robisz? :)<br /><br />A jak myślisz? :D<br /><br />Nie mów mi, że znowu to zrobiłaś…<br /><br />Nie mówię... </i><br />
<i><br /></i>
Wiedziałam, że zrozumiał przekaz i byłam prawie pewna, że tu przyjdzie, a właśnie tego chciałam uniknąć. Użalania się nade mną i wywodzenia, jaka ja jestem głupia, robiąc to.<br />
Kiedy łzy przestały mi spływać po jasnych policzkach, poczułam się lepiej. Lepiej, nie znaczy dobrze. Zerwałam się z ziemi i zmyłam rozmazany, ciemny makijaż. Po czym zmyłam krew z dłoni. Założyłam czarną bluzę z kapturem i wyszłam z domu, nie wiedząc, po co.<br />
Nie powinno już boleć. Powinno być lepiej, prawda? Tymczasem mój stan się pogarsza. Minął już tydzień. Może trochę więcej. Nie byłam pewna. Teraz czas się dla mnie jakoby nie liczył. Szłam do szkoły, nie wiedząc jaki jest dzień tygodnia, co było nieodpowiedzialne i idiotyczne. W przeciągu tego czasu złapałam już trzy jedynki i dwie dwóje. Nie przejmowałam się zbytnio. Wiedziałam jednak, że w domu będzie awantura o moje stopnie, które nie były moją winą. W każdym razie nie do końca. Nawet jeśli starałam się uczyć, po prostu mi nie szło.<br />
Algebrę jeszcze jakoś zaliczyłam. Nawet nie wiem jakim cudem, ale z geometrią było gorzej, już nie wspominając o nieszczęsnej geografii. To będzie katastrofa, gdy matka pójdzie na zebranie. Istna katorga.<br />
Nie wiedziałam dokąd zmierzam. Po prostu szłam, zdając się na siebie. Poczułam jak wiatr owiewa moją skórę, a deszcz ją zrasza. Wzniosłam oczu ku niebu i westchnęłam głośno. Było ciemnogranatowe.<br />
Kochałam burze. Czułam, że za chwilę rozpęta się wicher i na niebie zacznie błyskać. Podczas burzliwych wieczorów lubiłam chodzić po mieście. Jedyne, czego żałowałam to fakt, iż nie zabrałam ze sobą parasola.<br />
Deszcz zaczął padać coraz mocniej, aż ja przemokłam do suchej nitki. Moje włosy posklejały się i przypominały burzę mokrych loków baranka, co mnie nieco irytowało. Usiadłam pod drzewem, mimo ze podczas burzy nie powinnam tego robić, ale chciałam ukryć się przed deszczem. Wiedziałam, nie wiem skąd, że nic mi nie będzie.<br />
Oparłszy się o konar dębu, wpatrywałam się w błyskające niebo.<br />
Kiedy burza ustała, wstałam z impetem i wróciłam do domu. Kiedy otworzyłam drzwi od mojego pokoju, z przerażeniem stwierdziłam, że ktoś tu był. Ktoś grzebał w moich rzeczach. Wszystko było porozrzucane po kątach, a okno było szeroko otwarte. Oniemiałam ze strachu.<br />
Wściekła, zrzuciłam z siebie mokre ubranie i nałożyłam czyste.<br />
Szybko sprawdziłam, czy nic mi nie ukradziono. Z ulgą uznałam, że wszystko jest na swoim miejscu, nie licząc bałaganu. Może to wiatr? Pomyślałam z nadzieją. Ślepo wierzyłam, że to właśnie wichura porozrzucała moje wszystkie notatki po całym pokoju.<br />
Kiedy sprzątałam porozrzucane kartki, zeszyty i zamykałam pootwierane szuflady, do pokoju wszedł Gabe. Z początku go nie zauważyłam, bo nic nie mówił, ale gdy podniosłam głowę, zobaczyłam jak niedbale opiera się o futrynę drzwi. Ubrany był na czarno, a na nadgarstku miał bransoletkę z muliny. Ciemne włosy miał postawione tak, że doskonale widziałam jego brązowe oczy, które były zmartwione.<br />
- Co tu robisz? – zapytałam wciąż zdenerwowana; nadal sprzątałam.<br />
- Byłem wcześniej, ale najwyraźniej wyszłaś, jak tylko odpisałaś na mojego SMS-a. Susanne, martwię się o ciebie, wiesz? <br />
Gwałtownie się wyprostował i podszedł do mnie szybkim krokiem. Na chwilę przerwałam wykonywaną czynność. Teraz staliśmy twarzą w twarz. Jego palce powędrowały na mój policzek. Czułam jego jedwabisty i delikatny dotyk. Położyłam swoją rękę na jego dłoni i odsunęłam ją od twarzy, po czym zrobiłam krok do przodu, objął mnie mocno, a po moich policzkach po raz kolejny spłynęły łzy.<br />
- Dziękuję – powiedziałam przez ściśnięte gardło. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę. Żadne z nas się nie odzywało. Cisza była tym, czego potrzebowałam, a Gabriel to wiedział doskonale. On zawsze wiedział co jest dla mnie dobre. – Dziękuję – powiedziałam po raz drugi, ale tym razem szeptem, muskając ustami jego ucho. Przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie i odpowiedział:<br />
- Nie masz za co dziękować, Aniele.<br />
- Jesteś idealny, idealny…<br />
Kiedy wypuścił mnie z objęć poczułam się lepiej. Nie ze względu na to, że już nie trzymał mnie w ramionach. Czułam się dobrze, bo był tu ze mną. Nienawidziłam samotności, wiedział to.<br />
Zrobiłam głęboki wdech i usiadłam na łóżku. Poklepałam miejsce obok mnie, aby Gabriel zajął je.<br />
- Co się tutaj stało? – zapytałam po chwili, a ja wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, mimo że próbowałam sobie to wytłumaczyć silnym wiatrem.<br />
- Wichura. Nie mam pojęcia.<br />
- Pewnie masz rację. – Westchnął. Chwycił moje przeguby i przyjrzał im się dokładnie. – Chcesz, żebym z tobą został? – Uśmiechnęłam się niepewnie.<br />
- Nie wiem. Ja nic nie wiem. Mam zły dzień. – Odgarnął moje mokre włosy z czoła. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. – Zły tydzień – poprawiłam się.<br />
Wiedziałam, że on mnie rozumie, choć nie miałam pojęcia jak to się działo, że on tak dobrze mnie znał. To było prawie niemożliwe.<br />
Gabriel poprowadził palcem po moich bliznach i westchnął głośno. Miałam wrażenie, że ma ochotę o coś mnie zapytać, ale ewidentnie się wycofał. Otworzył usta, ale słowa utknęły mu w krtani.<br />
- Jesteś… - próbował znaleźć odpowiednie słowo, a ja wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczyma. – Niesamowita. Mówiłem ci kiedyś, że jesteś niesamowita? – Pokręciłam przecząco głową. – Ale jesteś również silna. Nie znam osoby bardziej wytrzymałej na ból niż ty. – Wysiliłam się na uśmiech i oparłam o jego klatkę piersiową, po czym dotknęłam jego bransoletki. Była czarna z białym napisem „Madrigal”.<br />
- Kim ona jest? – zmieniłam temat. Wzruszył ramionami. Zauważyłam, jak jego mięśnie się spięły, po czym zapytałam raz jeszcze: - Twoja siostra? - Milczał. - Była? – Nie odpowiedział. Siedział w milczeniu, wodząc smukłymi palcami po moich nadgarstkach. <br />
Położyłam się na łóżku i pociągnęłam Gabriela za sobą. Leżeliśmy tak, wpatrując się w sufit i oddychając jednym rytmem. Słyszałam, jak nabierał powietrze, a potem delikatnie je wypuszczał. Chwyciłam jego dłoń i zamknęłam w swojej. Była chłodna, o długich, smukłych palcach. Zamknęłam oczy i przytuliłam się do niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Przez chwilę wsłuchiwałam się w bicie jego serca, po czym nie wiedząc kiedy, zasnęłam.<br />
______________<br />
Oto już czwarty rozdział mojego opowiadania! :) Jak wam się podoba? Komentujcie, obserwujcie!Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-18575691949370194592014-12-05T19:45:00.000+01:002014-12-12T18:11:32.236+01:0003. Niezręczna chwila Kiedy weszliśmy do szkoły każde z nas skierowało się w innym kierunku. On na zajęcia z teatru, a ja na rysunek. Gdy weszłam do klasy Danielle już zajęła miejsce. Wybrałam stelaż ustawiony obok niej.<br />
- Hej – powiedziała. – Co się z tobą działo w ostatnim tygodniu? Nie odbierałaś telefonu.<br />
- Wiem. Miałam coś do załatwienia, ale to już nie ważne – skłamałam.<br />
Pani Jankins zaczęła omawiać temat pracy, którym była martwa natura. Prościzna, uznałam i zabrałam się za rysowanie.<br />
- Na pewno wszystko w porządku? – Skinęłam lekko głową, wciąż rysując i przykładając dużą wagę do każdej kreski, nawet najcieńszej.<br />
Nie widziałam zbytnio, co jej odpowiedzieć. Niby zdążyłam już sobie to wszystko poukładać w głowie, ale wciąż czułam się z tym dziwnie, w szczególności gdy o tym mówiłam.<br />
- Uhm. Jasne, że tak. – U mnie kurwa zajebiście, dodałam w myślach. Nie chciałam jej wciągać w moje problemy. Nie lubiłam, gdy ludzie wiedzieli o mnie za dużo. Wolałam ich trzymać w niepewności. Chciałam, aby myśleli, że jestem szczęśliwa i mam idealne życie, mimo że tak nie było. Ani trochę. – A u ciebie?<br />
- Też w porządku.<br />
- Umawiasz się z kimś?<br />
- Nie, ale przyznam, że ostatnio gadałam z Erickiem i jest całkiem, całkiem.<br />
- No tak, faktycznie. – Zamyśliłam się na chwilę i wpatrywałam na rysunek. Przedstawiał on…<br />
- Susanne? – powiedziała pani Jenkins, przechodząc obok nas. – Ale to nie jest martwa natura. To jest portret. I to portret Gabriela McLewisa.<br />
Usłyszałam jak cała klasa wybucha śmiechem, a mnie oblewa rumieniec. Zrobiło mi się gorąco i duszno. Szybkim ruchem ręki wyrwałam kartkę i szybko zgniotłam. Było mi wstyd.<br />
- Przepraszam. Ja… - Nie wiedziałam, co powiedzieć. Sama nie rozumiałam, dlaczego narysowałam Gabriela i to z taką dokładnością. – Przepraszam – powtórzyłam w końcu.<br />
- W porządku. – Rozległ się dzwonek. Uczniowie zaczęli opuszczać salę. – Skończ pracę w domu i przynieś na następne zajęcia. Tylko tym razem niech będzie na temat.<br />
- Oczywiście. – Uśmiechnęłam się delikatnie i szybkim krokiem wyszłam z sali.<br />
To było coś czego zdecydowanie nie chciałam przeżywać. Nie dość, że było to zawstydzająco to jeszcze niewytłumaczalne. Jak to możliwe, że zbiegłam tak z tematu, nawet nie zdając sobie z tego sprawy? To niedorzeczne, a jednak tak się stało. Byłam zdruzgotana. Najbardziej mi było głupio, gdy usłyszałam gromki śmiech całej klasy. Nawet nie tyle głupio, a przykro. Bardzo przykro.<br />
- Danielle? Poczekaj – powiedziałam, doganiając przyjaciółkę i chwytając ją pod ramię. –Przepraszam, że nie odbierałam naprawdę. To był dla mnie trudny tydzień.<br />
- W porządku. Rozumiem. Mówiłaś już to. Tylko ja wciąż nie wiem co się stało. – I się nie dowiesz, pomyślałam.<br />
- Uhm.<br />
- Nie powiesz mi? – pokiwałam przecząco głową. – Rozumiem. – Wiedziałam, że ona zdaje sobie sprawę, że się od siebie oddalamy i ona też wiedziała, że ja jestem tego świadoma. Może byłam okropną przyjaciółką, ale nie lubiłam mówić o swoich uczuciach. Gdybym jej się zwierzyła, co chwilę słyszałabym „I jak się czujesz?”. Już i tak musiałam wysłuchiwać to od Gabriela. Nie chciałam, żeby inni myśleli, że jestem słaba. Chciałam sama się uporać z moimi wewnętrznymi demonami.<br />
- Co teraz masz? – zapytałam po chwili.<br />
- Nie wiem, chyba algebrę, czemu?<br />
- Bo Gabe też ją teraz ma. Proszę tylko nie mów mu o tym incydencie na rysunku.<br />
- Jasne. Dlaczego go narysowałaś? – Wzruszyłam ramionami. Sama tego nie wiedziałam, choć chciałabym. – No dobra, kochanie, ja lecę pod salę.<br />
- Uhm. – Wysiliłam się na szczery uśmiech i pomaszerowałam pod salę.<br />
<br />
<br />
Kiedy lekcje dobiegły końca, postanowiłam, że wrócę do domu sama. Założyłam słuchawki włączyłam głośno muzykę i szłam przed siebie, wpatrując się w czarne trampki. Właśnie leciała piosenka Heartess The Fray, gdy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu, silną i pewną. Szybko zdjęłam słuchawki i odwróciłam się gwałtownie.<br />
- Susanne Clark, czy ty przede mną uciekasz? – Szczerze mówiąc tak, pomyślałam. <br />
- Skądże – powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy. – Strasznie wieje, huh? – zmieniłam temat.<br />
- No w sumie. Czego słuchasz? – spytał najwyraźniej zainteresowany.<br />
- The Fray. Czemu pytasz?<br />
- Z ciekawości. Niech zgadnę, Heartless?<br />
- Skąd wiedziałeś? – zdumiałam się.<br />
- Twoje samopoczucie, twoja aura. Wiesz, to wszystko mnie na to naprowadziło. – Oczywiście, pomyślałam. Aura. Zachichotałam i głośno westchnęłam. – Gdzie się wybierasz?<br />
- No nie wiem. Gdzie się wybieram? Do domu?<br />
- Mam na myśli, czy może masz ochotę na kawę. <br />
- Byliśmy na kawie już dzisiaj. – Próbowałam za wszelką cenę się wymigać. Chciałam wrócić do domu. Miałam tego wszystkiego dość. <br />
Wierzyłam, że Gabe jeszcze nie słyszałam o moich zajęciach rysunku. Wieści szybko się rozchodzą.<br />
- Lody? – Nie ustępował. Westchnęłam znowu, uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:<br />
- Jasne, czemu nie.<br />
<br />
<br />
<br />
- Wiesz? To słodkie – usłyszałam z jego ust.<br />
Siedzieliśmy w cukierni przy stoliku, jedząc lody. <br />
- Co jest słodkie?<br />
- Ubrudziłaś się. – Zaśmiał się i starł polewę z kącika moich ust. Z mojego gardła wydobył się głośny, niosący się, perlisty śmiech. – Słyszałem, że na rysunku odwaliłaś niezłą akcję.<br />
Do mojej twarzy napłynęła krew. Poczułam, jak się czerwienię.<br />
- Co słyszałeś? – udałam zdziwienie.<br />
- Że zbiegłaś z tematu. Elizabeth mi powiedziała. Co takiego naszkicowałaś?<br />
Uśmiechnęłam się na myśl, że nie wie i próbowałam wymyślić jakieś kłamstwo.<br />
- Yyy… No ten… portret – powiedziałam półprawdę.<br />
- Hej, nie przejmuj się nimi. Zapewne rysunek był świetny. Masz talent, ludzie ci zazdroszczą. <br />
- Chciałabym tak myśleć. – Ludzie się śmiali, bo narysowałam go. Go. Właśnie go. Mimo że sama nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. Przecież to nie miało sensu. W ogóle nie miało sensu.<br />
- Ale powiedz mi jeszcze jedno, narysowałaś Chrisa? Śmiali się, że o nim myślisz, prawda? –Nie, to nie była prawda, ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że to on był na portrecie. Potrząsnęłam przecząco głową. – To kogo?<br />
Milczałam, więc powtórzył pytanie, a ja spuściłam głowę i wpatrywałam się w topniejącego rożka. Więcej nie zapytał, zostawił temat w spokoju. Wstał, zasunął krzesło i zapytał:<br />
- Idziesz?<br />
- Jasne – powiedziawszy, zerwałam się z krzesła i zarzuciłam torbę na ramię.<br />
<br />
<br />
<br />
Podziękowawszy Gabrielowi, ucałowałam go w policzek i weszłam do środka. Kiedy rozległ się odgłos zamykanych drzwi, usłyszałam matkę, wołającą z salonu:<br />
- I jak było w szkole?<br />
- W porządku – bąknęłam.<br />
- Widzisz, a nie chciałaś dziś wychodzić. – Dziś i w ogóle do końca życia. Nie chciałam, wciąż nie chcę.<br />
- Uhm.<br />
Pobiegłam schodami do pokoju i zamknęłam drzwi. Odrzuciłam torbę na bok i zjechałam po ścianie na podłogę. Po moich policzkach stopniowo spływały łzy, a ja próbowałam je usilnie zdławić. W końcu się poddałam i płakałam rzewnie, uderzając głową w ścianę.<br />
Cholera! Co się ze mną dzieje? To nie powinno tak wyglądać. Przez cały tydzień nie robiłam nic prócz użalaniem się nad sobą, ale nie płakałam. A dziś? Jedna głupia wpadka na zajęciach. Przecież to nic złego. Gabriel jest moim przyjacielem. To nic nie znaczy. To nie może nic znaczyć! Dlaczego ja go do cholery naszkicowałam?<br />
Oddychałam szybko i nierówno, wciąż próbując opanować uczucia.<br />
Co właściwie się takiego wydarzyło? Rzuciłam Chrisa, do którego jak się okazuje nic nie czułam. Nie kochałam go, to jasne. Bolała mnie jego zdrada nie z powodu uczucia jakim go darzyłam. Ja nie byłam zdolna do jakichkolwiek uczuć. Byłam z nim, bo chciałam czuć się kochana. Chciałam czuć, że jestem komuś potrzebna, że żyję z jakiegoś powodu. To się wydarzyło, więc dlaczego płaczę teraz? Czy nie powinnam już czuć się dobrze? Nie powinnam płakać, więc dlaczego to robiłam? Nienawidziła siebie za tą bezradność. Zamykałam się w sobie przed ludźmi.<br />
Straciłam Sophie, teraz tracę Danielle. <br />
Co ze mną jest nie tak? Co do cholery ze mną jest nie tak? – zastanawiałam się. Starłam łzy i podniosłam się z podłogi. Musiałam się od tego oderwać. Wzięłam więc książkę i zaczęłam czytać. Z każdym zdaniem pochłaniała mnie coraz bardziej, aż przestałam myśleć o swoim beznadziejnym świecie.<br />
______________<br />
Mamy trzeci rozdział! Liczę na jakieś komentarze. Wiecie, opinia, ocena, drobne uwagi, etc., ale przede wszystkim opinia. :3<br />
<br />Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-19222602493995328482014-12-02T20:36:00.000+01:002014-12-23T14:30:05.455+01:0002. Nie zasługuję na przyjaźń Obudziłam się przyklejona do Gabriela. Cieszyłam się, że nie widział jak moją twarz zalewa rumieniec. Oplotłam nogą jego nogi, a ręką dotykałam jego pleców. To zdecydowanie nie była najlepsza pozycja, biorąc pod uwagę, że byliśmy przyjaciółmi. Odsunęłam się od niego trochę i uśmiechnęłam się delikatnie, widząc, że chłopak wciąż śpi. Przez zasłony wyglądały promienie słoneczne, padające na chłopaka. Wyglądał tak pięknie. Poprawiłam opadające na moje czoło włosy i głęboko westchnęłam.<br />
Wciąż byłam zniesmaczona wydarzeniami z ostatniej nocy. Bolało mnie to, co zrobić mi Christopher, kochałam go, a przynajmniej tak mi się zdawało. W sumie to nie był on moim pierwszym chłopakiem, z czego zdałam sobie sprawę dopiero teraz. Przecież nic nie trwa wiecznie.<br />
Nie zamierzałam iść dzisiaj do szkoły, nie po tym co przeżyłam. Prawdę mówiąc, gdyby nie Gabe nie poszłabym już nigdzie. Byłabym martwa. Dziwne z jaką łatwością mówię o śmierci, prawda? W życiu wiele się nauczyłam. Przede wszystkim tego, że aby żyć trzeba mieć odwagę. Wczoraj odebrano mi tą siłę. Byłam słaba. Wyzuta z racjonalnego myślenia. W tamtym momencie nie myślałam, a czułam. A jak wiadomo, uczucia są najgorszym co mnie mogło spotkać. O ile życie byłoby łatwiejsze, gdybym nic nie czuła. Tak kompletnie nic. Żadnego bólu, smutku, żalu. Żeby była tylko obojętność. Coś jak w tej chwili. Zdawałam sobie sprawę, że wciąż czuję się jak totalny śmieć, ale wiedziałam też, że nie jestem sama. Miałam Gabriela.<br />
Zamknęłam oczy i jeszcze chwilę się zdrzemnęłam, po czym znów się przebudziłam. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, jak się do mnie uśmiecha. Jego uśmiech był szczery i delikatny. <br />
- Dziękuję – wyszeptałam, ale on nie odpowiedział, tylko dotknął wewnętrzną częścią dłoni mojego policzka. – Nie idziesz do szkoły? – zapytałam po chwili głębokiej ciszy.<br />
- A chcesz, żebym został? Bo mogę nie iść jeżeli tylko mnie potrzebujesz. W końcu to jest trudne przeżycie. Z przyjemnością z tobą zostanę, przecież wiesz. Oczywiście jeżeli wolisz zostać sama… - nie zdążył dokończyć, gdyż mu przerwałam.<br />
- Gabe, daj spokój swoim spektakulacjom. Nie musisz tutaj ze mną zostawać, naprawdę. Ja sobie poradzę. W sumie to by było dobre dla mnie, gdybym pobyła trochę sama. Przemyślała to i owo – skłamałam. Nie mogłam być teraz sama. Właśnie tego się bałam, samotności. Ona była moim największym wrogiem. Właśnie przez nią jestem teraz tym, kim jestem. Nie chciałam jednak psuć mu dnia, nie chciałam mu zawracać głowy…<br />
- Kłamiesz. Znam cię, Susanne. A więc zostanę. – Próbowałam się nie uśmiechać, ale w głębi ducha skakałam jak małe dziecko, które cieszy się, że rodzic pobawi się z nim przez chwilę.<br />
- Nie, idź. Szkoła jest ważniejsza – odparłam, zagryzając wargę.<br />
- Sus, dla mnie ty jesteś najważniejsza i nie ma tym świecie nikogo, kto miałby większą wartość od ciebie. – Kiedy to usłyszałam w moich oczach zatańczyły ogniki szczęścia. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sam ton, jakim wymawiał to zdania, brzmiał tak poważnie, a za razem troskliwie. Nie rozumiałam tego. <br />
Dlaczego on się tak o mnie troszczy? Czy nie powinien dać mi teraz spokój i pójść do tej cholernej budy? Może robił to tylko dlatego, abym ominął go egzamin… Nie, to nie to. On taki nie był. On mnie kochał… Co?! Nie! Nie kochał. Po prostu szanował, lubił. Na pewno nie kochał. Boże, jaka ze mnie idiotka. Nawet nie umiem tego określić. W każdym razie to nie jest miłość. Zdecydowanie nie!<br />
- Ojej – wydukałam w końcu. Tylko na tyle było mnie stać w chwili, gdy on powiedział tak ważne słowa dla mnie. „Ty jesteś najważniejsza.” Nigdy się taka nie czułam, ale teraz… Może jednak jest dla mnie nadzieja? – pomyślałam, po chwili dodając: - To miłe. – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Westchnęłam.<br />
Rodziców nie było w domu od piątku, gdyż ojciec wyjechał na delegację, a matka korzystając z okazji, pojechała do swojej kuzynki.<br />
Kiedy otulona kocem oglądałam jakiś denny film po raz kolejny, w moich oczach stanęły łzy, a on objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Oparłam na nim głowę i zaczęła płakać. <br />
- Wyrzuć to z siebie. Na pewno poczujesz się lepiej – zachęcił, głaszcząc mnie po głowie i tuląc do siebie, a ja czułam, że z każdą łzą czuję się lepsza. Oczyszczona.<br />
To, że Gabe spędził ze mną cały boski dzień, chwaliło się mu. Był prawdziwym przyjacielem. Nie zasługiwałam na jego przyjaźń. <br />
<br />
- Nie mów tak. Nawet się nie waż tak mówić! – powiedział wzburzony moją rekcją.<br />
- Ale to prawda. Psuję ci wszystko. Plany, życie. – Wiedziałam to.<br />
- Jezus, Maria! Susanne! Gdybym nie chciał, nie zostałbym z tobą. Przecież wiesz, ile dla mnie znaczysz. Znamy się od wielu lat. <br />
- Od przedszkola – wydukałam, spuszczając głowę. Byłam świadoma, że zawsze rezygnował ze wszystkiego ze względu na mnie. Byłam za to na siebie wściekła. Za każdym razem, kiedy mi się coś stało, był. Nie ważne było, czy w tym momencie miał randkę, czy spotkanie z kumplami. Pojawiał się znikąd. Tak po prostu.<br />
Chłopak, jakby czytając mi w myślach, odpowiedział:<br />
- Właśnie, od przedszkola. Ja z niczego nie rezygnuję. Ja zyskuję. Ciebie, twoją przyjaźń. Naprawdę nie masz się czym martwić. Jestem twoim przyjacielem. <br />
Przyjacielem. Właśnie. Przyjacielem, a nie moich aniołem stróżem. Nie musi czuwać nade mną 24 h na dobę. Nie miałam mu tego za złe. Oczywiście, że nie. Byłam mu wdzięczna, a jednocześnie zła na siebie.<br />
- Wyjdź – poprosiłam łagodnie albo przynajmniej z takim zamiarem. Nie byłam pewna. – Wyjdź, chcę pobyć sama – powtórzyłam.<br />
Jestem zimną suką.<br />
Nie powinnam tego mówić. Jednak to powiedziałam. Stalowym i mocnym głosem. Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego go tak potraktowałam, nawet nie podziękowawszy mu?<br />
A on wyszedł. Uśmiechnął się delikatnie, powiedział „w porządku” i wyszedł. Tak po prostu. <br />
Kiedy drzwi się zamknęły, miałam ochotę wybiec, przeprosić, przytulić. Nie wiedziałam, dlaczego go wygoniłam. Przecież nic mi nie zrobił. Dlaczego mu to zrobiłam? Musiało boleć. Oczywiście, że bolało. Mnie na pewno by to zraniło.<br />
Wiem, że chciał dobrze. I z początku naprawdę było znośnie. Dzięki niemu nie czułam już takiego obrzydzenia do samej siebie. Ale potem tak nagle mi odbiło. Zapytałam go, dlaczego tu jest. Dlaczego został ze mną. Potem samo się potoczyło. Byłam wściekła na siebie za zniszczenie mu życia. Mimo że on mówił zupełnie coś innego, ja wiedziałam swoje.<br />
Chris. To wszystko jego wina. Zmarnowałam wieczór Gabrielowi, bo mnie zdradził. Prawdopodobnie Gabe wciąż byłby z Elizabeth. To miła dziewczyna. Naprawdę świetnie razem by wyglądali. Są do siebie tacy podobni. Mimo że Gabriel mówi cos zupełnie innego. <br />
Zepsułam mu wieczór. Zepsułam mu randkę. Zepsułam mu wszystko.<br />
Teraz już nawet nie byłam wstanie płakać. Byłam wściekła, a jedyne na co miałam ochotę, to walić głową w ścianę, tłuc rękami w stół i wrzeszczeć.<br />
Wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić po dywanie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wciąż czułam, choć chciałam pozbawić się uczuć. Tysiąc razy wolałabym nie czuć nic.<br />
Nie czuć nic. Nie. Czuć. Nic. Nie. Czuć. Nic. Nie. Czuć. Nic.<br />
Kiedy wreszcie dotarło do mnie, że to na nic, dałam sobie spokój i poszłam do pokój. Ległam jak długa na łóżku i głośno westchnęłam.<br />
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 16. Czas na "Awkward", pomyślałam, nie zamierzam leżeć bezczynnie.<br />
<br />
<br />
Przez cały tydzień nie wychodziłam z domu. Kazałam matce nie wpuszczać nikogo. Nawet Gabriela. Miałam wiele nieodebranych połączeń, ale nawet nie oddzwoniłam. Byłam zła na cały świat, ale najbardziej nienawidziłam siebie. Nie cięłam się od pół roku, ale za każdym razem gdy myślałam o swojej naiwności i głupocie, miałam znów ochotę sięgnąć po żyletkę.<br />
Nienawidziła ludzi. Nienawidziła siebie za to, kim jestem. Miałam dość życia. Z Sophie rozmawiałam coraz rzadziej i miałam wrażenie, że się oddalamy. Nie zwierzałam się jej. Nie pozwalała mi nigdy dojść do słowa. Nigdy nie mówiłam o uczuciach. Danielle była inna, jednakże nie miałam ochoty nawet na jej odwiedziny. Chciałam pobyć sama. I tak się stało. Dopóki w poniedziałek matka nie weszła do mojego pokoju i nie powiedziała:<br />
- Dość tego! Ubieraj się. Za pięć minut masz być gotowa. Idziesz do szkoły!<br />
- Ale mamo… - próbowałam.<br />
- Zero dyskusji! Ubieraj się! – Zatrzasnęła drzwi i zbiegła do kuchni, aby zrobić kawę. W tym czasie przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Nie miałam ochoty wychodzić z domu. Wciąż czułam się przybita sytuacją z przed tygodnia. Matka mi w tym wcale nie pomagała. Z resztą jak zwykle. Jedynie ojciec wykazywał nieco skruchy. Niestety był podatny wpływom matki, a to mnie bolało.<br />
Ubrawszy się w czarny t-shirt i granatowe dżinsy, poszłam do łazienki, aby przemyć twarz i umyć zęby. Wykonawszy makijaż, spakowałam torbę i zbiegłam na dół. Chwyciłam w rękę jabłko i wybiegłam z mieszkania. Byłam tak wściekła na swoją matkę, bo kazała mi opuścić dom. Wiedziałam, że z nią nie ma dyskusji. Ona nie rozumiała nigdy. Kiedy tylko wróciła w czwartek z pracy i dowiedziała się, że nie było mnie w szkole wydarła się jak szalona. Przez godzinę siedziała w moim pokoju i mówiła, jaką ja jestem wyrodną córką. Nużyła mnie już tym zachowaniem. To takie typowe, pomyślałam.<br />
Wyjęłam komórkę i wybrałam numer Gabriela.<br />
- Hej. Wybacz, że nie odbierałam. Zaraz dojdę pod twój dom, jesteś w nim jeszcze? <br />
- Uhm. Właśnie wychodzę – odparł słabo słyszalnym głosem. Stwierdziłam, że właśnie mota się z zamkiem trzymając plecak i komórkę w jednej ręce. Uśmiechnęłam się na myśl o tak komicznej sytuacji.<br />
- To dobrze. Zaraz tam będę.<br />
Kiedy doszłam do jego domu, Gabriel wciąż mocował się z drzwiami.<br />
- Ty wciąż próbujesz je zamknąć? – zachichotałam.<br />
- Uhm. Coś ten klucz mi nie chce wchodzić…<br />
- Pokaż – powiedziałam, podchodząc do niego i wyrywając mu klucze. – Nie ten. Tylko tamten – stwierdziłam i uśmiechnęłam się do niego, po czym zamknęłam drzwi. – Jest jeszcze wcześnie. Zajęcia zaczynają się za godzinę, czemu tak wcześnie wyszedłeś.<br />
- Wiesz, że zawsze razem wychodzi na kawę. Zawsze. Ja mam kofeinę we krwi. Potrzebuję jej dawki codziennie, a ostatnio chodziłem do Starbucksa sam, rozumiesz? – powiedział całkiem poważnie.<br />
- Ojej. Jaki ty biedny – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – No to chodźmy – zarządziłam. <br />
Kiedy doszliśmy do kawiarni, Gabe zamówił mi latte, a sobie podwójne espresso. Wyszedłszy ze Starbucksa, zagadnął:<br />
- Jak się czujesz?<br />
- A jak mam się czuć? – zapytałam retorycznie. – Chyba się już zdążyłam do tego przyzwyczaić – stwierdziłam.<br />
- To nie jest tak, że za każdym razem boli mniej.<br />
- Nie. Masz rację. Nie jest tak. - Westchnął i chwycił moją rękę. Jego dłoń była ciepła i aksamitnie miękka. Uśmiechnęłam się.<br />
- Lepiej?<br />
- Jeżeli masz na myśli moje samopoczucie, tak jest lepiej. Miałam czas na przemyślenie pewnych spraw. <br />
Przez chwilę szliśmy w ciszy. Wyrwałam swoją dłoń i schowałam ją w pięści, bo zdałam sobie sprawę, co my robiliśmy. Nie chodzi się z przyjacielem za rękę. Nikt tak nie robi.<br />
- To było dziwne. Nie na miejscu – powiedziałam.<br />
- Co masz na myśli?<br />
- To. – Skinęłam na jego dłoń. Pokiwał głową ze zrozumieniem i spuścił głowę.<br />
<br />
_____________<br />
<div>
Oto 2 rozdział mojego beznadziejnego opowiadania! Jednakże liczę na jakieś słowa zachęty, otuchy, czy coś. Wciąż próbuję pisać, choć wiem, że nie jestem w tym najlepsza. :)</div>
<div>
Pozdrawiam cieplutko i liczę na komentarze. :)</div>
<div>
Obserwacje mile widziane. :D<br />
<br /></div>
Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-47992156447391820492014-11-26T22:04:00.001+01:002015-02-06T10:51:29.932+01:0001. Początek lepszego życia<br />
W nowej szkole poznałam Chrisa. Z pozoru miły chłopak. Nie miałam jeszcze tu przyjaciół, a on przysiadł się do mnie na obiedzie i zaczął mnie zagadywać, mimo że nie wyglądałam najciekawiej. Blondynka wciąż ubierająca się na czarno.<br />
Codziennie o tej samej porze spotykaliśmy się na stołówce aż w końcu odważyłam się z nim usiąść na biologii. On, oczywiście, nie miał nic przeciwko. Z czasem zauważyłam, że on mi się podoba. Był taki uprzejmy, choć wiedział, że nie jestem najpopularniejszą dziewczyną w szkole w przeciwieństwie do niego. Zawsze byłam tajemnicza i mroczna. Nie zbliżałam się do ludzi, gdyż miałam złe wspomnienia. Bałam się ich, choć może bardziej ich nienawidziłam. Nie byłam pewna. Byłam złośliwa, impulsywna i mściwa; posiadałam również tendencję do nie ufania. Nie ufałam z reguły. Tak było po prostu łatwiej. <br />
Wcześniej miałam wiele problemów w szkole. Dlatego między innymi wywalili mnie ze szkoły. Nigdy nie byłam przykładną uczennicą. Wagary, obelgi, przekleństwa były u mnie codziennością. Zaczęłam palić i pić. Później do tego doszły narkotyki. Nie chcieli w szkole takiej uczennicy. Rodzice byli załamani moim zachowaniem. Nienawidzili mnie za to, a ja nienawidziłam ich za to, że zrujnowali mi dzieciństwo. Oczywiście moje zachowanie zawdzięczam im.<br />
Mimo tego wszystko, starałam się, choć nie jestem pewna, czy w tym momencie potrafiłam się starać. Chciałam być jak inne dziewczyny. Niestety nigdy taka się nie stałam. On to wiedział, lecz ciągle próbował mnie bliżej poznać. Mówił, że go fascynowałam.<br />
Niecałe 2 miesiące po tym jak się poznaliśmy, postanowiliśmy się umówić, aby zobaczyć, czy coś z naszego związku będzie. Często chodziliśmy na spacery, do kina, na łyżwy, na rolki. Byliśmy ze sobą blisko. Mówiłam mu więcej. Nie wszystko, gdyż wciąż się bałam, że jak pozna moją przeszłość, to mnie odrzuci, ale jednak. <br />
Byliśmy ze sobą aż pół roku aż do tego wydarzenia. Mam na myśli naszą ostatnią randkę.<br />
Umówiliśmy się na 19 w sobotę, tak jak zwykle. Zrobiłam mocny makijaż, jaki zwykle noszę, założyłam obcisłą, czarną sukienkę na ramiączkach. Mieliśmy pójść do restauracji. Przyszłam punktualnie i miałam taką nadzieję, że tym razem Chris się nie spóźni. Poczekałam pół godziny na ławeczce w parku, ale Chris nie przychodził. Dzwoniłam do niego. Nie odbierał. Uznałam, że coś dla nas specjalnego szykuje. Postanowiłam pójść do jego domu. Jakaż ja byłam naiwna!<br />
Zadzwoniłam do drzwi. Nic. Pewnie udaje, że zapomniał o randce, a tak naprawdę czeka z kolacją, pomyślałam. Z tą myślą chwyciłam za klamkę. Drzwi były otwarte. Tak jak myślałam. Z uśmiechem na twarzy weszłam do przedpokoju, po czym skierowałam się do salonu.<br />
To, co zobaczyłam po wejściu wprawiło mnie o mdłości. Chris obściskiwał się z Sandrą, moją koleżanką ze starej szkoły. Jego uśmieszek natychmiast zniknął, gdy tylko mnie ujrzał. Byłam totalnie wściekła, zrobiłam mu awanturę, po czym udałam obojętność, trzasnęłam drzwiami i z szybkością geparda opuściłam ten budynek, po drodze nazywając Sandrę zlodowaciałą wiedźmą. Nie miałam bladego pojęcia, jak ją poznał. Opowiadałam mu o niej, że kiedyś się przyjaźniłyśmy, jeżeli wspólne wagary można nazwać przyjaźnią… Ta kretynka, aby uratować swój tyłek wydała mnie dyrektorowi. Cała kipiałam ze złości. Z nią? To było dla mnie nie do pomyślenia. Wiedział, że to mnie zaboli.<br />
Wyglądasz jak anioł, mówił. Tak, żeby anioły chociaż istniały; a nawet jak istnieją, w niczym nie pomagają, bo mają nas w dupie. Moje życie jest tego niesamowicie dobrym przykładem.<br />
Stanęłam na skraju klifu i wpatrywałam się w horyzont, który zdawał się nie mieć końca. Wystarczyły tylko słowa osoby, na której mi zależało, aby ustąpić i żyć.<br />
- Nie rób tego. Susan, daj spokój. Choć ze mną. Porozmawiamy.<br />
- Masz rację. Chodźmy stąd - powiedziałam, a on pociągnął mnie w swoją stronę i mocno przytulił swoimi muskularnymi ramionami. Łzy wciąż rzewnie spływały mi po policzkach. Nie chciałam go puścić, ponieważ już nie czułam takiej pogardy dla samej siebie. Wiedziałam, że jest jednak ktoś, dla kogo coś znaczę. W jego objęciach czułam się kochana i chciana. Czułam, że muszę żyć. <br />
Chłopak zabrał mnie do swojego domu i troskliwie zapytał, czy zrobić mi herbatę, a ja nie mogłam odmówić. Teraz właśnie tego potrzebowałam. Usiadłam na kanapie i patrzyłam na niego, nie wierząc, że taki cudowny chłopak nie ma dziewczyny.<br />
- To ja ci może lepiej zrobię melisę - powiedział, niby pytając, a ja skinęłam tylko głową.<br />
- Sus, posłuchaj. Rozumiem, że Christopher zachował się nieprzyzwoicie. Tak nie wypada. On na ciebie nie zasługuje. Jesteś dla niego zdecydowanie za dobra.- Słuchałam go, próbując się uśmiechnąć. Gabriel nigdy nie przeklinał. - Żaden chłopak nie powinien wystawić dziewczyny, a w szczególności tak pięknej. Nawet, z rozmazanym makijażem wyglądasz jak cud natury. Taka niewinna i bezbronna.<br />
- Kiedyś nie byłam taka bezbronna - rzuciłam, tym razem już na poważnie się uśmiechając. Gabe postawił na stole melisę, a ja chwyciłam kubek w dłonie. - Cieszę się, że cię mam- wyznałam, ale on już nie odpowiedział, tylko odwzajemnił uśmiech.<br />
- Pewnie ci zimno. Widać, że zmarznięta jesteś. Zaraz przyniosę ci koc- powiedział, a po chwili stał już z zielonym kocykiem. - Obiecaj mi coś - rzekł, a po moim długim milczeniu dodał: - Obiecaj, że nigdy więcej nie wyjdziesz na randkę bez jakiegokolwiek sweterka. - Chciał zażartować, ale ewidentnie mu to nie wyszło, nigdy mu to nie szło. Mimo to był słodki.<br />
- Niestety nie mogę ci tego obiecać, bo nie zawsze sweterek pasuje.<br />
- Nie drocz się ze mną. Nie chcę, żebyś zachorowała- powiedział nieco zasmucony. - Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra. - Zawsze mi to powtarzał, ale Sophie mi mówi, że jest we mnie po uszy zakochany, chociaż ja tego nie widzę. Może mają rację, ale przecież w siostrze nie można się zakochać, prawda? Gabriel jest tylko przyjacielem i nic więcej. Tak jak powiedział jestem dla niego jak siostra, a on dla mnie jak brat, bardzo ładny starszy brat. Ogarnij się, pomyślałam, nie powinnaś tak o nim myśleć.<br />
Patrząc w jego obsydianowe oczy widziałam zalety tego świata, choć nie było ich wiele, to jednak potrafiłam je odnaleźć. Może dlatego, że był dobry, a może dlatego, że był dla mnie zagadką, którą co dzień próbowałam rozgryźć. Pochłonięta tajemnicą jego oczu zapytałam, czy mogłabym dzisiaj przenocować u niego, gdyż nie miałam siły wracać do domu na szpilkach. Zgodził się bez dłuższego namawiania. Dał mi bluzkę z pumy XL, granatowa. Najlepsza i najwygodniejsza do spania. Wykąpałam się. Miałam takie wrażenie, że zasnę w wannie, ale na szczęście moje oczy były posłuszne. Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami, które się lekko kręciły. To zabawne, gdy są mokre się kręcą i mają odcień czerwieni, a jak wyschnął, są proste jak drut. Ta sprawa wymaga kontemplacji. <br />
Przed drzwiami czekał na mnie Gabriel. Oznajmił, iż powiadomił moich rodziców, że nocuję u niego i powiedział, że mogę spać u niego na łóżku, a on sobie i tak już pościelił na podłodze. Podziękowałam mu, bo mało kto jest taki uczynny. Ułożyłam się wygodnie i odwróciła się w stronę okna. <br />
- A może położysz się ze mną? Będzie ci wygodniej - zagaiłam.<br />
- Nie trzeba. Jeżeli ci będzie wygodnie, to mi też - stwierdził, a ja już nie chciałam nalegać, bo byłam zbyt senna. Spojrzałam na jego umięśnione ciało, po czym odwróciłam się plecami do niego. Jeszcze przez chwilę zerkałam za okno, ale niebawem oddałam się w ramiona Morfeusza.<br />
<div>
Obudziły mnie promienie słoneczne, które ogrzewały moje policzki. Rozejrzałam się po oświetlonym pokoju, ale Gabriela już nie było, więc pośpiesznie poszłam w stronę łazienki. Ogarnęłam z grubsza moje blond włosy oraz umyłam twarz. Niestety Gabe, tak jak ja, był jedynakiem i nie miał siostry, od której mogłabym pożyczyć kosmetyki. Szybko założyłam tą samą sukienkę, gdyż nie miałam innego wyboru. Zbiegłam szybko do kuchni, by znaleźć Gabriela. Nie myliłam się, myśląc, że Gabe przygotowuje śniadanie. To bardzo urocze, że chłopak umie sobie poradzić w kuchni. <br />
- Gdzie twoi rodzice? - zagadnęłam, a w odpowiedzi usłyszałam, że jeszcze śpią. Delikatnie uśmiechnęłam się do Gabriela i podziwiałam jego talent kucharski. Jego rodzice byli jak moi. Tym bardziej, że moi się mną zbytnio nie interesowali.<br />
- Może... jeśli chcesz, oczywiście... moglibyśmy gdzieś wyskoczyć? - zapytał, a ja pomyślałam, że to nie najlepszy pomysł ze względu na mój nastrój.<br />
- Wiesz... Myślę, że lepiej by było, gdybym pobyła trochę sama - odpowiedziałam, a on rzucił tylko:<br />
- Jasne. Nie ma sprawy - powiedział i podał mi jajecznicę. Zajadałam się nią jak nigdy dotąd, gdyż byłam strasznie głodna, nie zjadłszy wczoraj kolacji. W końcu podziękowałam grzecznie za śniadanie i postanowiłam udać się do domu. Wstałam z krzesła, ale Gabe mnie zatrzymał pytając:<br />
- Gdzie się wybierasz?<br />
- Hmmm. Do domu - odparłam.<br />
- Nie, nie, nie. Nigdzie nie idziesz. Przynajmniej nie teraz. Zrobiłem ci latte - powiedział, a ja natychmiast usiadłam na miejsce. Podał mi kubek z misiem, po czym usiadł naprzeciw mnie.<br />
- Sus, rozumiem, że jest ci ciężko, ale zrozum. Nie możesz się tym tak zamartwiać. Masz przecież mnie.<br />
- Wiem, ale nie potrafię...<br />
- Susan, jesteś piękną dziewczyną z przyszłością.<br />
- Tak, wiem. Powinnam się rozwijać, założyć rodzinę i inne te duperele - powiedziałam, ale z jego miny można by wywnioskować, że nie to miał na myśli. Wypiłam kawę, a Gabe zaproponował, że mnie odwiezie, więc bez dłuższego namysłu przystałam na jego propozycję. Gdy już dojechaliśmy, po przyjacielsku cmoknęłam go w policzek, jeszcze raz podziękowałam i wyszłam z auta.<br />
- Miły chłopak z tego Gabriela - powiedziała moja mama, stojąc w drzwiach, tuż po przywitaniu, a ja jej przytaknęła. Moja mama za dużo sobie wyobraża. Z resztą tak samo jak tata. Uważają, że Gabe to idealny chłopak dla mnie. Tylko, że (tak jak już mówiłam) on jest dla mnie jak brat, ale oczywiście rodzice na to nie zważają, bo przecież jest tak strasznie miły. Jedyny chłopak (przepraszam), jedyna osoba, która nie przeklina w tym liceum i jak to mówi moja mama: "Niezłe z niego ciacho". Moja nowoczesna mama. Taaaa. Aż przesadnie nowoczesna, poświęcająca czas swojemu wyglądowi, a nie dziecku.<br />
Nie miałam planu na ten dzień, ale jedno wiedziałam na pewno. Nie zamierzam opuszczać zacisza swoich czterech ścian. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać z przerwami na wpis do pamiętnika i rysowanie. Dopiero po kilku godzinach mi przeszło. <br />
Otarłam łzy z policzków i zeszłam na kolację. Zdziwilibyście się, że płakać można cały dzień, a szczególnie, gdy słucha się smutnych piosenek.<br />
- Cześć, córeczko - powiedział mój tata, a ja rzuciłam oschłe „Hej”. Kim on jest, żeby się zwracać do mnie „córeczko”? Mógłby wreszcie skończyć z tymi gierkami.<br />
Szybko się posiliłam i już po 15 minutach byłam z powrotem w pokoju. Wzięłam odprężającą kąpiel, po czym spojrzałam na ekran mojego telefonu, gdzie wyświetliła mi się wiadomość od Gabriela: " Jak się trzymasz? Mam nadzieję, że choć trochę dobrze. :P ". Miło z jego strony, pomyślałam i odpisałam mu: "Ogólnie wyglądam dobrze (chyba), ale psychicznie ... ygh " . W mgnieniu oka dostałam odpowiedź: " Nie martw się. Zaraz bd. :P "<br />
I nagle na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Gabriel był osobą, przy której się nie wstydziłam niczego. Mogłam być bez makijażu, on i tak mówił, że wyglądam ślicznie. Cały on. Nie minęła minuta, a przynajmniej się mi tak zdawało, a Gabe był już na miejscu i trzymał mnie swoimi mocnymi ramionami tak mocno, że gdybym nawet chciała, to bym się nie wyrwała mu wcale, bo teraz nie miałam na to ani siły, ani ochoty. Jeszcze długo płakałam przytulona do Gabriela aż zasnęłam snem głębokim i mocnym. Tak mocnym, że nic nie potrafiło mnie obudzić. Nie miałam pojęcia, co zrobił Gabe, został czy wrócił do domu, a jak nocował, to gdzie. Nie wiedziałam tego i wcale mnie to nie obchodziło.<br />
<br />
____________</div>
<div>
Jak wam się podoba pierwszy rozdział? :) Liczę na komentarze. Zachęcam do zaglądania na bloga. :D<br />
<br /></div>
Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3860831437941026228.post-8460493896532248092014-11-25T19:34:00.002+01:002014-12-12T18:03:23.100+01:0000. Prologue<br />
Stałam na skraju klifu, zastanawiając się nad swoim losem. Nie chciałam umierać, ale życie też się szczególnie do mnie nie uśmiechało. Co zrobić? Jedno pytanie, a odpowiedzi sto. Mętlik w głowie. Jeden krok mógł zmienić wszystko. Krok do przodu- zero szans przeżycia. Krok do tyłu- poradzenie sobie z problemami i pokazanie ludziom, że jestem wytrzymała. Ale czy taka byłam?<br />
Chciałam taka być. Musiałam być silna, ale już nie wytrzymywałam. Prawie wszyscy się ode mnie odwracali. Przez całe moje, może i krótkie, życie. Gubiłam się. Nie wiedziałam, co robić. Czułam się tak beznadziejnie niepotrzebna. Częstym chandrom wcale nie pomagało to, że moi rodzice praktycznie mnie nie widywali i ignorowali, jakbym była niewidzialna. Znajomi… Całe życie krytykowali, bo byłam inna. Za słaba dla nich. Nie ta liga. Z dnia na dzień było coraz to gorzej. Chandry zaczęły być coraz częstsze, aż w końcu popadłam w depresję.<br />
W tym momencie było gorzej. Najgorzej. A może mi się tylko wydawało. W każdym razie czułam, że więcej nie zniosę. Tracę przyjaciół, tracę siebie. Nie mam już nic… <br />
Nic. <br />
Ból rozdzierał moje serce, które biło w zawrotnym tempie. Miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczy mi z piersi. <br />
Łzy szybko spływały po rumianych policzkach. Były słone.<br />
Byłam przerażona, może nieco zmęczona, a przede wszystkim zażenowana tą całą sytuacją. Jak mogłam dać się tak omamić, tak upokorzyć? To bolało. Tak cholernie bolało. <br />
Nie chciałam czuć; żyletki już nie pomogą, wiedziałam to. <br />
Zamknęłam oczy i już chciałam skoczyć, gdy nagle ktoś chwycił mnie za przedramię, a ja odruchowo cofnęłam się od przepaści. <br />
- Nie rób tego. Susan, daj spokój. Choć ze mną. Porozmawiamy- powiedział Gabriel, na tyle spokojnie, że nie pochłonęła mnie otchłań. Co ja wyprawiam? Przecież nie jestem sama. Nie mogę tego zrobić. Muszę żyć. Dla Gabe'a.Liviennhttp://www.blogger.com/profile/11839038182937730661noreply@blogger.com8