- Gabe? Ty tu jesteś? – zapytałam delikatnie, dotykając wierzchem dłoni jego policzka. Uśmiechnął się, odsłaniając swoje białe zęby. To on. Nikt inny. Zrobił krok w moją stronę i złożył pocałunek na mych ustach, delikatny i słodki. Wpiłam się w jego aksamitne wargi, oddając pocałunek. Moje ręce powędrowały pod jego bluzkę, dotykając jego metamerii brzucha. Odchyliłam głowę do tyłu, oczekując dalszych pieszczot.
Nagle poczułam ostry ból w klatce piersiowej. Z moich ust wydobył się zduszony szloch. Nie byłam w stanie przełknąć śliny. Spojrzałam na swój brzuch, potem na Gabriela trzymającego sztylet w dłoni. Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Przycisnęłam rękę do rany. Robiło mi się słabo. Kolana się pode mną uginały. Upadałam. Obraz zaczął mi się rozmywać, a jedne co widziałam, to jego stopy, kierujące się do wyjścia. Nie byłam w stanie w to uwierzyć. Nic nie rozumiałam. Nic. Nie. Rozumiem.
Obraz mi się rozmazał; powoli pochłonął mnie mrok.
Kiedy się obudziłam, leżałam na łóżku z telefonem w dłoni. To wszystko jeden, głupi sen. To się nie wydarzyło, pomyślałam i usiadłam prosto. Nikogo nie zabiłam. Gabe nie zabił mnie. Nic się nie wydarzyło.
Przetarłam dłońmi twarz i związałam włosy, które były zlepione potem. Nie wiedziałam, co oznaczał ten sen, nei chciałam wiedzieć. W końcu to tylko sen. Nic nie znaczący urywek mojej wyobraźni, mówiłam sobie.
Wzięłam komórkę i natychmiast sprawdziłam godzinę. Była trzecia w nocy.
Okej, pomyślałam i westchnęłam. Miałam ochotę zadzwonić do Gabriela, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Nie o tej godzinie. Poza tym, to nie rozmowa na telefon. Poderwałam się z łóżka, wziąwszy piżamę, poszłam wziąć prysznic, aby zmyć z siebie wszelkie zmartwienia.
Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Wciąż myślałam o tym śnie. Kolejnym, idiotycznym śnie, który napędzał mi stracha przed życiem. Zdołałam zasnąć dopiero o 5 z rana, ale i to spałam ledwo dwie godziny, gdyż obudziła mnie Niki, głośno miaucząc. Byłam śpiąc, a powieki odmawiały posłuszeństwa, pragnąc jeszcze choć minuty snu. Nic z tego. Warknęłam na kotkę, a ta najeżyła się, wbijając pazury w pościel. Cieszyłam się, że nie miała na tyle ostrych szponów, aby przedrzeć się przez puchową kołdrę. Zepchnęłam Niki na prawo i wyszłam z pod kołdry. Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje od przerażającego bólu w okolicach skroni. Oparłam się o wezgłowie i jeszcze na chwilę zamknęłam oczy, starając się je nawilżyć. Piekły mnie bezlitośnie.
Usiadłam na brzegu łóżka, poszując kapci. Gdy wreszcie je znalazłam i założyłam na lodowate stopy, wstałam i zarzuciłam na siebie szlafrok, gdyż moje ciało pokryte było gęsią skórką. Zmarzłam. Właściwie to czułam się jak inkluzja w bryle lodu. Bez czucia w dłoniach, choć o dziwo mogłam nimi poruszać. Przekręciłam klamkę i powoli schodziłam po schodach, rozkoszując się ciepłem szlafroka, okrywającego mnie z każdej strony. Powoli stąpając na palcach, aby nie obudzić babci, założyłam ręce na piersi. Kiedy byłam już w kuchni, nastawiłam wodę i zrobiłam sobie herbatę. Właśnie teraz to mi się przyda. Gorąca, orzeźwiająca herbata z cytryną.
Opadłam na krzesło i oparłam się na łokciu. Rozległ się gwizd czajnika, na który szybko poderwałam się i wyłączyłam gaz. Nalałam wody do kubka i dodałam pół cytryny, słodząc 2,5 łyżeczki. Wzięłam kubek w dłoń i wróciłam znów do sypialni. Kiedy wchodziłam do pokoju, usłyszałam, jak babcia otwiera drzwi wejściowe.
Jednak nie śpi – pomyślałam. W sumie nie było w tym nic dziwnego. W końcu babcie mają w zwyczaju wczesne wstawanie.
Usiadłam po turecku na łóżku i napisałam SMSa do Gabe’a. Musiałam mu powiedzieć, że znów mam te sny, i że nie mogę przez nie spać. Wizje… Miałam nadzieję, że to nie było wizją. To byłoby zbyt okrutne. Życie byłoby zbyt okrutne. Świat byłby zbyt okrutny, a ja bym powoli umierała z rozpaczy.
Telefon wibrował mi w dłoni, a ja patrzyłam zamazanym wzrokiem. Wciąż miałam przed oczami te obrazy, nie mogłam ich odgonić. Odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha, zanosząc się szlochem.
Czemu znów płakałam? Czemu nie potrafiłam sobie poradzić? Dlaczego jestem tak beznadziejna? Tyle uczuć gromadzonych latami. Ostatnio płakałam często. Za często. Nienawidziłam tego. Okazywałam słabość przed sobą. Powinnam być silna, ale nigdy taka nie byłam. Byłam słaba i krucha, zupełnie jak lód.
- Susanne? Aniele?
Drżałam, a pojedyncze łzy spływały mi po policzkach. W koło powtarzałam jedno słowo. Przepraszam. Bardziej do siebie niż do niego. Mówił coś do mnie. Prawdopodobnie próbował mnie uspokoić, a ja nawet nie wiedziałam, czemu płaczę, choć to takie naiwne. Głupie. Bezsensowne.
On mi nie pomoże. Nie może. Nie ma go tu. Nie będzie go tu. Zamknęłam oczy. Siłą powstrzymywałam łzy, ale wciąż się trzęsłam. Przełknęłam głośno ślinę. Wzięłam wdech. Nie mogłam oddychać, jakby tlen nie chciał rozejść się po moich ciele. Straciłam panowanie nad swoim ciałem. Zamknęłam oczy. Uderzałam głową o ścianę. Byłam zła, smutna, samotna. To ostatnie było najgorsze. Nie chciałam obarczać nikogo moimi problemami, choć sama sobie nie radziłam.
Poczułam jego dotyk. Delikatnie głaskał mój policzek i szeptał mi do ucha, że wszystko będzie dobrze. Nie mogło być. Te sny mnie wykańczały. Nigdy ich nie pamiętałam zbyt długo. Po prostu zapominałam, że coś mi się śniło. Jednak teraz, przypominałam sobie każdy. Nawet najmniejszy. Byłam zabójcą, bądź zabijaną. Za każdym razem.
Chwycił mój podbródek, sprawiając, abym spojrzała w jego czarne oczy. Starałam się za wszelką cenę, odwrócić wzrok. To mnie bolało.
- Nie chcę ich pamiętać. Wiem, że to sny… Tak myślę, ale… Jeśli to wizje? – powiedziałam, bardziej pytając. – Dlaczego mam zabić rodziców, dlaczego ty zabijasz mnie? – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Każde kolejne było wymawiane z coraz większym trudem. – Nie chcę umierać, Gabe.
Wtuliłam się w jego ramiona, starając się nie myśleć. Dlaczego akurat teraz zaczynam sobie przypominać wszystkie chore sny? To nie ma sensu.
- Uspokój się – nakazałam sobie, uśmiechając się, mimo szklanych, przekrwionych oczu.
Chciałam zapomnieć. I na chwilę, rzeczywiście, mi się udało. Musnęłam jego wargi, wciąż patrząc mu w oczy. Jego wzrok był przestraszony, ale widzę, że tego chce, mimo że się powstrzymuje. Złożyłam pocałunek na jego ustach, dotykając jego policzka. Babę niee wytrzymał napięcia między nami i w trybie natychmiastowym odwzajemnił pocałunek. Jego usta smakują gumą truskawkową. Położył rękę na moim pośladku, a ja się poprawiłam do wygodnej pozycji, oplatając jego biodra nogami.
- Nie. Susanne. Przestań – mówi. – Nie jestem tu po to, Aniele.
Czuję się zawiedziona. Dlaczego on tak reaguje? Dlaczego nie chce mnie całować?
Nie chcę myśleć o tym gównie.
- Nie mogę pozwolić, abyś za każdym razem, gdy jesteś w dołku, uciekała od tego choćby tym. – Dotknął kciukiem moich ust, a ja je zagryzłam. - Nie zrobię ci tego. To wszystko pogorszy. A teraz chodź – nakazał, przyciągając mnie do siebie i kładąc się na łóżku. Zamyknęłam oczy i ostatnie słowa jakie usłyszałam brzmią: - Śpij, Aniele, jesteś bardzo zmęczona. To tylko koszmary… To się nie wydarzy nigdy.
A ja mam taką nadzieję. Nie chcę mieć tych obrazów przed oczami. W końcu zasnęłam w jego ramionach.
Obudził mnie dotyk jego ust na moim czole. Spojrzałam wystraszona niepewnymi oczami, rozglądając się gorączkowo. Otworzyłam usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Wstał na równe nogi i uśmiechnął się do mnie zalotnie. Nie chciałam, żeby sobie poszedł.
- Nie idź – wyszeptałam, prostując się gwałtownie i chwytając jego nadgarstek. – Nie zostawiaj mnie. Odległość nie pomogła. Ty pomogłeś. Byłam głupia, wybierając podróż. Ja… Nie wiem, co wtedy myślałam.
Usiadł na skrawku łóżka, nic nie mówiąc. Patrzył tylko tymi swoimi tajemniczymi oczami na mnie aż posiadło mnie wrażenie, że dobiera się do mojej duszy. Dosłownie dobiera.
Nie mówił nic i to zaczęło mnie trochę irytować, a może nawet przerażać. Kiedy jednak wreszcie przemówił, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. No dobra. Wiedziałam, ale nie chciałam, żeby on znał odpowiedź.
- Jak długo masz te sny?
Wzruszyłam ramionami. W sumie sama nie byłam pewna.
- Myślisz, że przez nie wariuje? W sumie to by wyjaśniało tak wiele… - Kiwnął głową. Westchnęłam w odpowiedzi i chwyciłam jego dłoń. Była ciepła. Moje usta wykrzywiły się w udawanym uśmiechu. – Nie chcę spędzić ani dnia bez ciebie, rozumiesz? Przepraszam, że zachowałam się jak ostatnia suka. Przepraszam… Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Czuję się tak, jakbym miała zaraz dostać okresu. – Zaśmiał się, kiwając przecząco głową.
Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego jest taki cichy? Coś się zmieniło w nim. Nigdy taki nie był. A może to mi się tak wydaje…
- Dlaczego ukryłeś przede mną ten dzień, w którym był u ciebie Lucas? – Spojrzałam na mnie ze zdziwieniem. Zdenerwował się. Nie chciał, żebym wiedziała. Tylko dlaczego? – Jezu, Gabe…
Minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a on mi nie odpowiadał. Kiedy jednak wreszcie przemówił, jego głos był niepewny, przerażony?
Przeraził mnie swoją reakcją. Niemal na mnie krzyknął. Podskoczyłam gwałtownie.
Nie chciałam wierzyć w jego słowa. Lucas – niebezpieczny? Przecież to śmieszne. Miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz. Z trudem się od tego powstrzymałam.
- Skąd go znasz? – zapytał ze stoickim spokojem, gdy wreszcie opadły wszystkie emocje.
- Poznałam go na dworcu. – Zdenerwował się. Widziałam, jak zaciska pięści, aż bieleją mu kłykcie. Sczerwieniał na twarzy. Miałam wrażenie, że zaraz coś rozwali. – Gabe? Wszystko w porządku? – zapytałam, przykładając wewnętrzną część dłoni do jego rozgrzanego policzka. Obrócił delikatnie głowę i pocałował wnętrze mojej dłoni. Pocałunek był przyjemny i delikatny. Zaraz po nim znów poczułam jego wargi na cienkiej skórze. Zabrałam rękę i przylgnęłam do niego, wtulając się w jego biały t-shirt. Gładził mnie po włosach, głęboko oddychając.
Lubiłam go przytulać, całować, kochać się z nim, ale przede wszystkim uwielbiałam z nim przebywać. Wystarczyłaby mi zdecydowanie jego obecność.
- Wszystko w porządku? – zapytałam, wciąż się do niego tuląc. Pachniał drzewem cedrowym i wodą kolońską. Kochałam jego zapach.
Gabriel skinął głową. Czułam, jak jego mięśnie powoli się rozluźniają. Jego oddech staje się równiejszy, a rytm serca zwalnia.
- Czemu wyprowadziło cię to z równowagi, skarbie? Kim on jest? Co jest w nim nie tak?
- Nie jest człowiekiem. Jest pieprzonym demonem, Sus. On… Nie wiem, czego od ciebie chce, ale te zamiary nie są dobre.
- Ale wydawał się taki - sama nie wiem - miły.
- Tak to już jest z demonami, ale Susanne. Obiecaj mi coś. Jeżeli kiedykolwiek go jeszcze spotkasz, wiej. Zawołaj mnie w myślach i wiej.
- Okej.
Potarłam prawą brew i odetchnęłam ciężko. Czemu życie niektórych ludzi musi być takie skomplikowane? Dlaczego nic nigdy nie jest proste?
Doskonale wiem, że nie wszystkie sprawy są mi bliskie. Wiele rzeczy jeszcze nie rozumiem. Na przykład: mój ojciec. Jego dziwne zachowania. Mam wrażenie, że to coś nigdy się nie wyjaśni, mimo że bardzo bym tego chciała.
Nagle poczułam ostry ból w klatce piersiowej. Z moich ust wydobył się zduszony szloch. Nie byłam w stanie przełknąć śliny. Spojrzałam na swój brzuch, potem na Gabriela trzymającego sztylet w dłoni. Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Przycisnęłam rękę do rany. Robiło mi się słabo. Kolana się pode mną uginały. Upadałam. Obraz zaczął mi się rozmywać, a jedne co widziałam, to jego stopy, kierujące się do wyjścia. Nie byłam w stanie w to uwierzyć. Nic nie rozumiałam. Nic. Nie. Rozumiem.
Obraz mi się rozmazał; powoli pochłonął mnie mrok.
Kiedy się obudziłam, leżałam na łóżku z telefonem w dłoni. To wszystko jeden, głupi sen. To się nie wydarzyło, pomyślałam i usiadłam prosto. Nikogo nie zabiłam. Gabe nie zabił mnie. Nic się nie wydarzyło.
Przetarłam dłońmi twarz i związałam włosy, które były zlepione potem. Nie wiedziałam, co oznaczał ten sen, nei chciałam wiedzieć. W końcu to tylko sen. Nic nie znaczący urywek mojej wyobraźni, mówiłam sobie.
Wzięłam komórkę i natychmiast sprawdziłam godzinę. Była trzecia w nocy.
Okej, pomyślałam i westchnęłam. Miałam ochotę zadzwonić do Gabriela, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Nie o tej godzinie. Poza tym, to nie rozmowa na telefon. Poderwałam się z łóżka, wziąwszy piżamę, poszłam wziąć prysznic, aby zmyć z siebie wszelkie zmartwienia.
Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Wciąż myślałam o tym śnie. Kolejnym, idiotycznym śnie, który napędzał mi stracha przed życiem. Zdołałam zasnąć dopiero o 5 z rana, ale i to spałam ledwo dwie godziny, gdyż obudziła mnie Niki, głośno miaucząc. Byłam śpiąc, a powieki odmawiały posłuszeństwa, pragnąc jeszcze choć minuty snu. Nic z tego. Warknęłam na kotkę, a ta najeżyła się, wbijając pazury w pościel. Cieszyłam się, że nie miała na tyle ostrych szponów, aby przedrzeć się przez puchową kołdrę. Zepchnęłam Niki na prawo i wyszłam z pod kołdry. Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje od przerażającego bólu w okolicach skroni. Oparłam się o wezgłowie i jeszcze na chwilę zamknęłam oczy, starając się je nawilżyć. Piekły mnie bezlitośnie.
Usiadłam na brzegu łóżka, poszując kapci. Gdy wreszcie je znalazłam i założyłam na lodowate stopy, wstałam i zarzuciłam na siebie szlafrok, gdyż moje ciało pokryte było gęsią skórką. Zmarzłam. Właściwie to czułam się jak inkluzja w bryle lodu. Bez czucia w dłoniach, choć o dziwo mogłam nimi poruszać. Przekręciłam klamkę i powoli schodziłam po schodach, rozkoszując się ciepłem szlafroka, okrywającego mnie z każdej strony. Powoli stąpając na palcach, aby nie obudzić babci, założyłam ręce na piersi. Kiedy byłam już w kuchni, nastawiłam wodę i zrobiłam sobie herbatę. Właśnie teraz to mi się przyda. Gorąca, orzeźwiająca herbata z cytryną.
Opadłam na krzesło i oparłam się na łokciu. Rozległ się gwizd czajnika, na który szybko poderwałam się i wyłączyłam gaz. Nalałam wody do kubka i dodałam pół cytryny, słodząc 2,5 łyżeczki. Wzięłam kubek w dłoń i wróciłam znów do sypialni. Kiedy wchodziłam do pokoju, usłyszałam, jak babcia otwiera drzwi wejściowe.
Jednak nie śpi – pomyślałam. W sumie nie było w tym nic dziwnego. W końcu babcie mają w zwyczaju wczesne wstawanie.
Usiadłam po turecku na łóżku i napisałam SMSa do Gabe’a. Musiałam mu powiedzieć, że znów mam te sny, i że nie mogę przez nie spać. Wizje… Miałam nadzieję, że to nie było wizją. To byłoby zbyt okrutne. Życie byłoby zbyt okrutne. Świat byłby zbyt okrutny, a ja bym powoli umierała z rozpaczy.
Telefon wibrował mi w dłoni, a ja patrzyłam zamazanym wzrokiem. Wciąż miałam przed oczami te obrazy, nie mogłam ich odgonić. Odebrałam i przyłożyłam telefon do ucha, zanosząc się szlochem.
Czemu znów płakałam? Czemu nie potrafiłam sobie poradzić? Dlaczego jestem tak beznadziejna? Tyle uczuć gromadzonych latami. Ostatnio płakałam często. Za często. Nienawidziłam tego. Okazywałam słabość przed sobą. Powinnam być silna, ale nigdy taka nie byłam. Byłam słaba i krucha, zupełnie jak lód.
- Susanne? Aniele?
Drżałam, a pojedyncze łzy spływały mi po policzkach. W koło powtarzałam jedno słowo. Przepraszam. Bardziej do siebie niż do niego. Mówił coś do mnie. Prawdopodobnie próbował mnie uspokoić, a ja nawet nie wiedziałam, czemu płaczę, choć to takie naiwne. Głupie. Bezsensowne.
On mi nie pomoże. Nie może. Nie ma go tu. Nie będzie go tu. Zamknęłam oczy. Siłą powstrzymywałam łzy, ale wciąż się trzęsłam. Przełknęłam głośno ślinę. Wzięłam wdech. Nie mogłam oddychać, jakby tlen nie chciał rozejść się po moich ciele. Straciłam panowanie nad swoim ciałem. Zamknęłam oczy. Uderzałam głową o ścianę. Byłam zła, smutna, samotna. To ostatnie było najgorsze. Nie chciałam obarczać nikogo moimi problemami, choć sama sobie nie radziłam.
Poczułam jego dotyk. Delikatnie głaskał mój policzek i szeptał mi do ucha, że wszystko będzie dobrze. Nie mogło być. Te sny mnie wykańczały. Nigdy ich nie pamiętałam zbyt długo. Po prostu zapominałam, że coś mi się śniło. Jednak teraz, przypominałam sobie każdy. Nawet najmniejszy. Byłam zabójcą, bądź zabijaną. Za każdym razem.
Chwycił mój podbródek, sprawiając, abym spojrzała w jego czarne oczy. Starałam się za wszelką cenę, odwrócić wzrok. To mnie bolało.
- Nie chcę ich pamiętać. Wiem, że to sny… Tak myślę, ale… Jeśli to wizje? – powiedziałam, bardziej pytając. – Dlaczego mam zabić rodziców, dlaczego ty zabijasz mnie? – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Każde kolejne było wymawiane z coraz większym trudem. – Nie chcę umierać, Gabe.
Wtuliłam się w jego ramiona, starając się nie myśleć. Dlaczego akurat teraz zaczynam sobie przypominać wszystkie chore sny? To nie ma sensu.
- Uspokój się – nakazałam sobie, uśmiechając się, mimo szklanych, przekrwionych oczu.
Chciałam zapomnieć. I na chwilę, rzeczywiście, mi się udało. Musnęłam jego wargi, wciąż patrząc mu w oczy. Jego wzrok był przestraszony, ale widzę, że tego chce, mimo że się powstrzymuje. Złożyłam pocałunek na jego ustach, dotykając jego policzka. Babę niee wytrzymał napięcia między nami i w trybie natychmiastowym odwzajemnił pocałunek. Jego usta smakują gumą truskawkową. Położył rękę na moim pośladku, a ja się poprawiłam do wygodnej pozycji, oplatając jego biodra nogami.
- Nie. Susanne. Przestań – mówi. – Nie jestem tu po to, Aniele.
Czuję się zawiedziona. Dlaczego on tak reaguje? Dlaczego nie chce mnie całować?
Nie chcę myśleć o tym gównie.
- Nie mogę pozwolić, abyś za każdym razem, gdy jesteś w dołku, uciekała od tego choćby tym. – Dotknął kciukiem moich ust, a ja je zagryzłam. - Nie zrobię ci tego. To wszystko pogorszy. A teraz chodź – nakazał, przyciągając mnie do siebie i kładąc się na łóżku. Zamyknęłam oczy i ostatnie słowa jakie usłyszałam brzmią: - Śpij, Aniele, jesteś bardzo zmęczona. To tylko koszmary… To się nie wydarzy nigdy.
A ja mam taką nadzieję. Nie chcę mieć tych obrazów przed oczami. W końcu zasnęłam w jego ramionach.
Obudził mnie dotyk jego ust na moim czole. Spojrzałam wystraszona niepewnymi oczami, rozglądając się gorączkowo. Otworzyłam usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Wstał na równe nogi i uśmiechnął się do mnie zalotnie. Nie chciałam, żeby sobie poszedł.
- Nie idź – wyszeptałam, prostując się gwałtownie i chwytając jego nadgarstek. – Nie zostawiaj mnie. Odległość nie pomogła. Ty pomogłeś. Byłam głupia, wybierając podróż. Ja… Nie wiem, co wtedy myślałam.
Usiadł na skrawku łóżka, nic nie mówiąc. Patrzył tylko tymi swoimi tajemniczymi oczami na mnie aż posiadło mnie wrażenie, że dobiera się do mojej duszy. Dosłownie dobiera.
Nie mówił nic i to zaczęło mnie trochę irytować, a może nawet przerażać. Kiedy jednak wreszcie przemówił, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. No dobra. Wiedziałam, ale nie chciałam, żeby on znał odpowiedź.
- Jak długo masz te sny?
Wzruszyłam ramionami. W sumie sama nie byłam pewna.
- Myślisz, że przez nie wariuje? W sumie to by wyjaśniało tak wiele… - Kiwnął głową. Westchnęłam w odpowiedzi i chwyciłam jego dłoń. Była ciepła. Moje usta wykrzywiły się w udawanym uśmiechu. – Nie chcę spędzić ani dnia bez ciebie, rozumiesz? Przepraszam, że zachowałam się jak ostatnia suka. Przepraszam… Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Czuję się tak, jakbym miała zaraz dostać okresu. – Zaśmiał się, kiwając przecząco głową.
Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego jest taki cichy? Coś się zmieniło w nim. Nigdy taki nie był. A może to mi się tak wydaje…
- Dlaczego ukryłeś przede mną ten dzień, w którym był u ciebie Lucas? – Spojrzałam na mnie ze zdziwieniem. Zdenerwował się. Nie chciał, żebym wiedziała. Tylko dlaczego? – Jezu, Gabe…
Minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a on mi nie odpowiadał. Kiedy jednak wreszcie przemówił, jego głos był niepewny, przerażony?
Przeraził mnie swoją reakcją. Niemal na mnie krzyknął. Podskoczyłam gwałtownie.
Nie chciałam wierzyć w jego słowa. Lucas – niebezpieczny? Przecież to śmieszne. Miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz. Z trudem się od tego powstrzymałam.
- Skąd go znasz? – zapytał ze stoickim spokojem, gdy wreszcie opadły wszystkie emocje.
- Poznałam go na dworcu. – Zdenerwował się. Widziałam, jak zaciska pięści, aż bieleją mu kłykcie. Sczerwieniał na twarzy. Miałam wrażenie, że zaraz coś rozwali. – Gabe? Wszystko w porządku? – zapytałam, przykładając wewnętrzną część dłoni do jego rozgrzanego policzka. Obrócił delikatnie głowę i pocałował wnętrze mojej dłoni. Pocałunek był przyjemny i delikatny. Zaraz po nim znów poczułam jego wargi na cienkiej skórze. Zabrałam rękę i przylgnęłam do niego, wtulając się w jego biały t-shirt. Gładził mnie po włosach, głęboko oddychając.
Lubiłam go przytulać, całować, kochać się z nim, ale przede wszystkim uwielbiałam z nim przebywać. Wystarczyłaby mi zdecydowanie jego obecność.
- Wszystko w porządku? – zapytałam, wciąż się do niego tuląc. Pachniał drzewem cedrowym i wodą kolońską. Kochałam jego zapach.
Gabriel skinął głową. Czułam, jak jego mięśnie powoli się rozluźniają. Jego oddech staje się równiejszy, a rytm serca zwalnia.
- Czemu wyprowadziło cię to z równowagi, skarbie? Kim on jest? Co jest w nim nie tak?
- Nie jest człowiekiem. Jest pieprzonym demonem, Sus. On… Nie wiem, czego od ciebie chce, ale te zamiary nie są dobre.
- Ale wydawał się taki - sama nie wiem - miły.
- Tak to już jest z demonami, ale Susanne. Obiecaj mi coś. Jeżeli kiedykolwiek go jeszcze spotkasz, wiej. Zawołaj mnie w myślach i wiej.
- Okej.
Potarłam prawą brew i odetchnęłam ciężko. Czemu życie niektórych ludzi musi być takie skomplikowane? Dlaczego nic nigdy nie jest proste?
Doskonale wiem, że nie wszystkie sprawy są mi bliskie. Wiele rzeczy jeszcze nie rozumiem. Na przykład: mój ojciec. Jego dziwne zachowania. Mam wrażenie, że to coś nigdy się nie wyjaśni, mimo że bardzo bym tego chciała.
______________
No, hej! Okazuje się, że ten rozdział napisałam już dawano, dawno i nawet nie pamiętam, co w nim jest. Otóż blog nie powróci raczej w ogóle, aczkolwiek wstawiam wam tą część i zapraszam no mojego nowego bloga, tym razem nie z opowiadaniem. life-is-brutal-lievienn.blogspot.com
Enjoy my story!
Liczę na konstruktywną krytykę i takie tam! :)
Pozdrawiam. :)
No, hej! Okazuje się, że ten rozdział napisałam już dawano, dawno i nawet nie pamiętam, co w nim jest. Otóż blog nie powróci raczej w ogóle, aczkolwiek wstawiam wam tą część i zapraszam no mojego nowego bloga, tym razem nie z opowiadaniem. life-is-brutal-lievienn.blogspot.com
Enjoy my story!
Liczę na konstruktywną krytykę i takie tam! :)
Pozdrawiam. :)