wtorek, 2 grudnia 2014

02. Nie zasługuję na przyjaźń

        Obudziłam się przyklejona do Gabriela. Cieszyłam się, że nie widział jak moją twarz zalewa rumieniec. Oplotłam nogą jego nogi, a ręką dotykałam jego pleców. To zdecydowanie nie była najlepsza pozycja, biorąc pod uwagę, że byliśmy przyjaciółmi. Odsunęłam się od niego trochę i uśmiechnęłam się delikatnie, widząc, że chłopak wciąż śpi. Przez zasłony wyglądały promienie słoneczne, padające na chłopaka. Wyglądał tak pięknie. Poprawiłam opadające na moje czoło włosy i głęboko westchnęłam.
        Wciąż byłam zniesmaczona wydarzeniami z ostatniej nocy. Bolało mnie to, co zrobić mi Christopher, kochałam go, a przynajmniej tak mi się zdawało. W sumie to nie był on moim pierwszym chłopakiem, z czego zdałam sobie sprawę dopiero teraz. Przecież nic nie trwa wiecznie.
        Nie zamierzałam iść dzisiaj do szkoły, nie po tym co przeżyłam. Prawdę mówiąc, gdyby nie Gabe nie poszłabym już nigdzie. Byłabym martwa. Dziwne z jaką łatwością mówię o śmierci, prawda? W życiu wiele się nauczyłam. Przede wszystkim tego, że aby żyć trzeba mieć odwagę. Wczoraj odebrano mi tą siłę. Byłam słaba. Wyzuta z racjonalnego myślenia. W tamtym momencie nie myślałam, a czułam. A jak wiadomo, uczucia są najgorszym co mnie mogło spotkać. O ile życie byłoby łatwiejsze, gdybym nic nie czuła. Tak kompletnie nic. Żadnego bólu, smutku, żalu. Żeby była tylko obojętność. Coś jak w tej chwili. Zdawałam sobie sprawę, że wciąż czuję się jak totalny śmieć, ale wiedziałam też, że nie jestem sama. Miałam Gabriela.
        Zamknęłam oczy i jeszcze chwilę się zdrzemnęłam, po czym znów się przebudziłam. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, jak się do mnie uśmiecha. Jego uśmiech był szczery i delikatny.
       - Dziękuję – wyszeptałam, ale on nie odpowiedział, tylko dotknął wewnętrzną częścią dłoni mojego policzka. – Nie idziesz do szkoły? – zapytałam po chwili głębokiej ciszy.
       - A chcesz, żebym został? Bo mogę nie iść jeżeli tylko mnie potrzebujesz. W końcu to jest trudne przeżycie. Z przyjemnością z tobą zostanę, przecież wiesz. Oczywiście jeżeli wolisz zostać sama… - nie zdążył dokończyć, gdyż mu przerwałam.
       - Gabe, daj spokój swoim spektakulacjom. Nie musisz tutaj ze mną zostawać, naprawdę. Ja sobie poradzę. W sumie to by było dobre dla mnie, gdybym pobyła trochę sama. Przemyślała to i owo – skłamałam. Nie mogłam być teraz sama. Właśnie tego się bałam, samotności. Ona była moim największym wrogiem. Właśnie przez nią jestem teraz tym, kim jestem. Nie chciałam jednak psuć mu dnia, nie chciałam mu zawracać głowy…
       - Kłamiesz. Znam cię, Susanne. A więc zostanę. – Próbowałam się nie uśmiechać, ale w głębi ducha skakałam jak małe dziecko, które cieszy się, że rodzic pobawi się z nim przez chwilę.
       - Nie, idź. Szkoła jest ważniejsza – odparłam, zagryzając wargę.
       - Sus, dla mnie ty jesteś najważniejsza i nie ma tym świecie nikogo, kto miałby większą wartość od ciebie. – Kiedy to usłyszałam w moich oczach zatańczyły ogniki szczęścia. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sam ton, jakim wymawiał to zdania, brzmiał tak poważnie, a za razem troskliwie. Nie rozumiałam tego.
        Dlaczego on się tak o mnie troszczy? Czy nie powinien dać mi teraz spokój i pójść do tej cholernej budy? Może robił to tylko dlatego, abym ominął go egzamin… Nie, to nie to. On taki nie był. On mnie kochał… Co?! Nie! Nie kochał. Po prostu szanował, lubił. Na pewno nie kochał. Boże, jaka ze mnie idiotka. Nawet nie umiem tego określić. W każdym razie to nie jest miłość. Zdecydowanie nie!
       - Ojej – wydukałam w końcu. Tylko na tyle było mnie stać w chwili, gdy on powiedział tak ważne słowa dla mnie. „Ty jesteś najważniejsza.” Nigdy się taka nie czułam, ale teraz… Może jednak jest dla mnie nadzieja? – pomyślałam, po chwili dodając: - To miłe. – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Westchnęłam.
       Rodziców nie było w domu od piątku, gdyż ojciec wyjechał na delegację, a matka korzystając z okazji, pojechała do swojej kuzynki.
       Kiedy otulona kocem oglądałam jakiś denny film po raz kolejny, w moich oczach stanęły łzy, a on objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Oparłam na nim głowę i zaczęła płakać.
       - Wyrzuć to z siebie. Na pewno poczujesz się lepiej – zachęcił, głaszcząc mnie po głowie i tuląc do siebie, a ja czułam, że z każdą łzą czuję się lepsza. Oczyszczona.
       To, że Gabe spędził ze mną cały boski dzień, chwaliło się mu. Był prawdziwym przyjacielem. Nie zasługiwałam na jego przyjaźń.

       - Nie mów tak. Nawet się nie waż tak mówić! – powiedział wzburzony moją rekcją.
       - Ale to prawda. Psuję ci wszystko. Plany, życie. – Wiedziałam to.
       - Jezus, Maria! Susanne! Gdybym nie chciał, nie zostałbym z tobą. Przecież wiesz, ile dla mnie znaczysz. Znamy się od wielu lat.
       - Od przedszkola – wydukałam, spuszczając głowę. Byłam świadoma, że zawsze rezygnował ze wszystkiego ze względu na mnie. Byłam za to na siebie wściekła. Za każdym razem, kiedy mi się coś stało, był. Nie ważne było, czy w tym momencie miał randkę, czy spotkanie z kumplami. Pojawiał się znikąd. Tak po prostu.
       Chłopak, jakby czytając mi w myślach, odpowiedział:
       - Właśnie, od przedszkola. Ja z niczego nie rezygnuję. Ja zyskuję. Ciebie, twoją przyjaźń. Naprawdę nie masz się czym martwić. Jestem twoim przyjacielem.
       Przyjacielem. Właśnie. Przyjacielem, a nie moich aniołem stróżem. Nie musi czuwać nade mną 24 h na dobę. Nie miałam mu tego za złe. Oczywiście, że nie. Byłam mu wdzięczna, a jednocześnie zła na siebie.
       - Wyjdź – poprosiłam łagodnie albo przynajmniej z takim zamiarem. Nie byłam pewna. – Wyjdź, chcę pobyć sama – powtórzyłam.
      Jestem zimną suką.
      Nie powinnam tego mówić. Jednak to powiedziałam. Stalowym i mocnym głosem. Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego go tak potraktowałam, nawet nie podziękowawszy mu?
      A on wyszedł. Uśmiechnął się delikatnie, powiedział „w porządku” i wyszedł. Tak po prostu.
      Kiedy drzwi się zamknęły, miałam ochotę wybiec, przeprosić, przytulić. Nie wiedziałam, dlaczego go wygoniłam. Przecież nic mi nie zrobił. Dlaczego mu to zrobiłam? Musiało boleć. Oczywiście, że bolało. Mnie na pewno by to zraniło.
      Wiem, że chciał dobrze. I z początku naprawdę było znośnie. Dzięki niemu nie czułam już takiego obrzydzenia do samej siebie. Ale potem tak nagle mi odbiło. Zapytałam go, dlaczego tu jest. Dlaczego został ze mną. Potem samo się potoczyło. Byłam wściekła na siebie za zniszczenie mu życia. Mimo że on mówił zupełnie coś innego, ja wiedziałam swoje.
      Chris. To wszystko jego wina. Zmarnowałam wieczór Gabrielowi, bo mnie zdradził. Prawdopodobnie Gabe wciąż byłby z Elizabeth. To miła dziewczyna. Naprawdę świetnie razem by wyglądali. Są do siebie tacy podobni. Mimo że Gabriel mówi cos zupełnie innego.
      Zepsułam mu wieczór. Zepsułam mu randkę. Zepsułam mu wszystko.
      Teraz już nawet nie byłam wstanie płakać. Byłam wściekła, a jedyne na co miałam ochotę, to walić głową w ścianę, tłuc rękami w stół i wrzeszczeć.
      Wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić po dywanie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wciąż czułam, choć chciałam pozbawić się uczuć. Tysiąc razy wolałabym nie czuć nic.
      Nie czuć nic. Nie. Czuć. Nic. Nie. Czuć. Nic. Nie. Czuć. Nic.
      Kiedy wreszcie dotarło do mnie, że to na nic, dałam sobie spokój i poszłam do pokój. Ległam jak długa na łóżku i głośno westchnęłam.
      Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 16. Czas na "Awkward", pomyślałam, nie zamierzam leżeć bezczynnie.


       Przez cały tydzień nie wychodziłam z domu. Kazałam matce nie wpuszczać nikogo. Nawet Gabriela. Miałam wiele nieodebranych połączeń, ale nawet nie oddzwoniłam. Byłam zła na cały świat, ale najbardziej nienawidziłam siebie. Nie cięłam się od pół roku, ale za każdym razem gdy myślałam o swojej naiwności i głupocie, miałam znów ochotę sięgnąć po żyletkę.
       Nienawidziła ludzi. Nienawidziła siebie za to, kim jestem. Miałam dość życia. Z Sophie rozmawiałam coraz rzadziej i miałam wrażenie, że się oddalamy. Nie zwierzałam się jej. Nie pozwalała mi nigdy dojść do słowa. Nigdy nie mówiłam o uczuciach. Danielle była inna, jednakże nie miałam ochoty nawet na jej odwiedziny. Chciałam pobyć sama. I tak się stało. Dopóki w poniedziałek matka nie weszła do mojego pokoju i nie powiedziała:
      - Dość tego! Ubieraj się. Za pięć minut masz być gotowa. Idziesz do szkoły!
      - Ale mamo… - próbowałam.
      - Zero dyskusji! Ubieraj się! – Zatrzasnęła drzwi i zbiegła do kuchni, aby zrobić kawę. W tym czasie przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Nie miałam ochoty wychodzić z domu. Wciąż czułam się przybita sytuacją z przed tygodnia. Matka mi w tym wcale nie pomagała. Z resztą jak zwykle. Jedynie ojciec wykazywał nieco skruchy. Niestety był podatny wpływom matki, a to mnie bolało.
       Ubrawszy się w czarny t-shirt i granatowe dżinsy, poszłam do łazienki, aby przemyć twarz i umyć zęby. Wykonawszy makijaż, spakowałam torbę i zbiegłam na dół. Chwyciłam w rękę jabłko i wybiegłam z mieszkania. Byłam tak wściekła na swoją matkę, bo kazała mi opuścić dom. Wiedziałam, że z nią nie ma dyskusji. Ona nie rozumiała nigdy. Kiedy tylko wróciła w czwartek z pracy i dowiedziała się, że nie było mnie w szkole wydarła się jak szalona. Przez godzinę siedziała w moim pokoju i mówiła, jaką ja jestem wyrodną córką. Nużyła mnie już tym zachowaniem. To takie typowe, pomyślałam.
      Wyjęłam komórkę i wybrałam numer Gabriela.
       - Hej. Wybacz, że nie odbierałam. Zaraz dojdę pod twój dom, jesteś w nim jeszcze?
       - Uhm. Właśnie wychodzę – odparł słabo słyszalnym głosem. Stwierdziłam, że właśnie mota się z zamkiem trzymając plecak i komórkę w jednej ręce. Uśmiechnęłam się na myśl o tak komicznej sytuacji.
      - To dobrze. Zaraz tam będę.
      Kiedy doszłam do jego domu, Gabriel wciąż mocował się z drzwiami.
      - Ty wciąż próbujesz je zamknąć? – zachichotałam.
      - Uhm. Coś ten klucz mi nie chce wchodzić…
      - Pokaż – powiedziałam, podchodząc do niego i wyrywając mu klucze. – Nie ten. Tylko tamten – stwierdziłam i uśmiechnęłam się do niego, po czym zamknęłam drzwi. – Jest jeszcze wcześnie. Zajęcia zaczynają się za godzinę, czemu tak wcześnie wyszedłeś.
      - Wiesz, że zawsze razem wychodzi na kawę. Zawsze. Ja mam kofeinę we krwi. Potrzebuję jej dawki codziennie, a ostatnio chodziłem do Starbucksa sam, rozumiesz? – powiedział całkiem poważnie.
      - Ojej. Jaki ty biedny – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – No to chodźmy – zarządziłam.
      Kiedy doszliśmy do kawiarni, Gabe zamówił mi latte, a sobie podwójne espresso. Wyszedłszy ze Starbucksa, zagadnął:
      - Jak się czujesz?
      - A jak mam się czuć? – zapytałam retorycznie. – Chyba się już zdążyłam do tego przyzwyczaić – stwierdziłam.
      - To nie jest tak, że za każdym razem boli mniej.
      - Nie. Masz rację. Nie jest tak. - Westchnął i chwycił moją rękę. Jego dłoń była ciepła i aksamitnie miękka. Uśmiechnęłam się.
      - Lepiej?
      - Jeżeli masz na myśli moje samopoczucie, tak jest lepiej. Miałam czas na przemyślenie pewnych spraw.
      Przez chwilę szliśmy w ciszy. Wyrwałam swoją dłoń i schowałam ją w pięści, bo zdałam sobie sprawę, co my robiliśmy. Nie chodzi się z przyjacielem za rękę. Nikt tak nie robi.
     - To było dziwne. Nie na miejscu – powiedziałam.
     - Co masz na myśli?
     - To. – Skinęłam na jego dłoń. Pokiwał głową ze zrozumieniem i spuścił głowę.

_____________
Oto 2 rozdział mojego beznadziejnego opowiadania! Jednakże liczę na jakieś słowa zachęty, otuchy, czy coś. Wciąż próbuję pisać, choć wiem, że nie jestem w tym najlepsza. :)
Pozdrawiam cieplutko i liczę na komentarze. :)
Obserwacje mile widziane. :D

6 komentarzy:

  1. Zaciekawiło mnie :D czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Beznadziejnego opowiadania??!?!???!!??! Przestań! Ono jest genialne <3 Chciałabym pisać tak jak ty :3 Musisz cały czas ćwiczyć, aż dojdziesz do perfekcji i będziesz mogła napisać książkę :D (przeczytam)
    Znalazłam kilka błędów takich jak: zamiast będę- będą itp. TEAM GABE. TEAM GABE. TEAM GABE. TEAM GABE. Serio. Kocham go :D
    Nie wiem co mogę jeszcze napisać oprócz tego że jest ŚWIETNIE!!!!!!!!
    Więc czas na chamską reklamę:
    http://lamaisondelamort-by-blacksun.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. wow wow wow ale wciągnęło ;o
    mam nadzieję że więcej tego będzie !

    OdpowiedzUsuń
  4. Sus, tak on cię kocha! Jak ona... no! -,- Pff.... jak ona może go tak traktować?!
    TEAM GABE!

    OdpowiedzUsuń
  5. W tym rozdziale jest sporo literówek czy pozjadanych literek, jednak wystarczy, że go uważnie przeczytasz i na pewno je wszystkie wyłapiesz. ;)
    A poniżej inne błędy. ;)
    „Odsunęłam się od niego trochę i uśmiechnęłam się delikatnie […]” – tutaj jest niepotrzebne „się” po „uśmiechnęłam” ;) Lepiej brzmiałoby, gdyby go nie było.
    Dwa zdania po powyższym, w tym samym akapicie, pojawia się zdanie; „Uśmiechnęłam się do siebie delikatnie […]”. Wydaje mi się, że nie powinno się tam znaleźć, ponieważ dziewczyna już była delikatnie uśmiechnięta xd
    „Prawdę mówiąc, żeby nie Gabe […]” – zamiast „żeby” o wiele lepiej byłoby „gdyby”. Z „żeby” brzmi to tak… trochę po wiejsku xD
    „Chris. To wszystko jego wina. Zmarnowałam wieczór Gabrielowi, bo mnie zdradził.” – brzmi to tak, jakby to Gabe ją zdradził. Tutaj musisz troszkę pokombinować jak to zmienić. ;)
    Niedużo niżej masz napisane „w stanie” łącznie.
    „[…] chciałam pozbawić siebie uczuć […]” – zamiast „siebie” – „się”.
    „Czas na Awkward, pomyślałam […]” - tytuły powinny być w cudzysłowie, ewentualnie, tak jak w książkach, kursywą. ;)
    „Byłam tak wściekła na swoją matkę, że kazała mi opuścić dom.” – hmm… Poprawniej byłoby: „Byłam wściekła na swoją matkę, za to, że kazała mi opuścić dom.”. Słowo „tak” sprawia, że powinna się znaleźć kolejna część zdania mówiąca, że np. miała ochotę coś zrobić, albo coś zrobiła. Np.: „Byłam tak wściekła na swoją matkę, że miałam ochotę coś kopnąć.”

    Gabriel… Po rak kolejny – omnomnom :3 On jest świetny! Mam nadzieję, że on i Sus będą razem xD Dołączam się do koleżanek powyżej: TEAM GABE, BITCHES! :D
    Taa… Ja też nie lubię, jak rodzice zaczynają nam prawić kazania, zwłaszcza kiedy mylą się, nie mają racji, ale uparcie stoją za swoim -,-

    Lecę czytać dalej xd

    OdpowiedzUsuń