wtorek, 16 grudnia 2014

05. Nietypowe zjawisko

            Kiedy wstałam, z przykrością stwierdziłam, że Gabriela nie było. Była sobota, a ja postanowiłam nie wychodzić z domu. Wzięłam czarny t-shirt, dżinsy i bieliznę, po czym poszłam do łazienki wziąć prysznic. Gdy ochłonęłam, wytarłam włosy i włożyła ubranie.
           Usłyszałam burczenie brzucha, więc zeszłam na dół, aby zjeść śniadanie. Ze zdziwieniem spojrzałam, jak Gabriel krząta się po kuchni.
           - Hej – powiedziałam na wpół śpiącym głosem, uśmiechając się do niego.
           - Cześć – odpowiedział. – Uznałem, że zjadłabyś pewnie jakieś śniadanie, więc zszedłem je przygotować.
           - Tosty? – zapytałam.
           - Uhm. Może być?
           - No jasne. – Usiadłam na krześle i oparłszy się na łokciach wpatrywałam w chłopaka. Kiedy postawił przede mną talerz, wzięłam kanapkę do ręki. Poczułam jak powoli zaczyna mnie piec skóra. Wypuściłam tosta z dłoni.
           - Gorące – uprzedził, ewidentnie za późno.
           - Zauważyłam. – Gabe usiadł naprzeciwko mnie.
           - Smacznego.
           - Dzięki. Wzajemnie. Hmm… Za wszystko – dodałam po chwili.
           - Uhm. Zdajesz sprawę, ile razy ostatnio mi dziękowałaś? – Uśmiechnął się protekcjonalnie.
           - Za mało – odparłam półszeptem. Wzięłam ostatni kęs tosta i wstałam od stołu. Raz jeszcze mu podziękowałam i skierowałam się do schodów.
           - Gdzie idziesz? – zapytał, zrywając się z krzesła. – Chyba nie zamierzasz siedzieć cały dzień w domu?
           - Właśnie, że zamierzam. – Westchnął głęboko. – A czemu nie?
           - Miałem nadzieję na kino. Może kawę, czy coś.
           - Nadzieję zawsze można mieć. Z resztą wiesz, że ostatnio nie jest ze mną najlepiej – tłumaczyłam się. – W każdym razie jeszcze raz dziękuję za śniadanie. – Nie powiedziawszy ni słowa więcej wróciłam do swojego pokoju.
           Doskonale zdawałam sobie sprawę, że oddalam od siebie ludzi. Och, jak dobrze to wiedziałam. Jednakże i tak to robiłam, nie zważając na konsekwencje. Zależało mi wyłącznie na tym, aby nikt więcej nie był mnie w stanie zranić.
          Gdy zauważyłam niezwykłe stworzenie za oknem, usiadłam z szkicownikiem na łóżku. Natychmiast zaczęłam rysować ptaka, który siedział na gałęzi drzewa. Ptak był bardzo urodziwy. Jeszcze nigdy nie widziałam w życiu tak pięknego stworzenia. Miał niebieski dziób, większość jego upierzenia była błękitna. Na szyi pióra przyjmowały barwę fioletu. Rysując go, zauważyłam jak jego czarne oczy wpatrują się we mnie. Jego spojrzenie było przejrzyste. Miałam wrażenie, że odczytuje moją duszę. Uśmiechnęłam się delikatnie i rysowałam dalej.
         Gdy skończyłam porównałam szkic z ptakiem, siedzącym na drzewie. Zdumiałam się, że wyszedł mi prawie identyczny. Jedyną różnicą były jego oczy, które w moim wykonaniu wyszły puste i bez wyrazu.
        Podeszłam do okna i otworzyłam je, po czym wpatrywałam się z bliska zwierzęciu. Było niesamowite. Jak prosto z bajki. Kiedy tylko odwróciłam wzrok, aby odłożyć szkicownik, ptak zerwał się do lotu i poszybował ku niebu, a ja patrzyłam jak powoli się oddala.
        Westchnęłam ciężko i zamknęłam okno. Z hukiem opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Nie miałam planów na dzisiejszy dzień. Szkicownik leżał niedbale obok mnie, otwarty na rysunku ptaka.
        Usłyszałam ciche pukanie. Zaskoczona poderwałam się z łóżka i podbiegłam do ojca.
        - Tato? Wróciłeś? – zarzuciłam mu ręce na szyje i przytuliłam mocno. – Tęskniłam.
        - Wiem, córeczko, wiem. – Nie byłam pewna, dlaczego tak za nim tęskniłam. Nie był ojcem idealnym, ale zdecydowanie dogadywałam się z nim lepiej niż z matką. To był fakt. No dobra. Może nie był najgorszym rodzicem. Rozumiem, że praca nie pozwalała mu na spędzanie czasu ze mną, bo musiał przecież zapewnić dobrobyt rodzinie i nie winię go o to, bo to nie jego wina. To wszystko przez matkę. To ona mnie zepsuła do szpiku kości. Czemu zaczęłam brać? Przez matkę. Czemu zaczęłam pić? Przez matkę. Na wiele pytań jest ta sama odpowiedź. Ludzie niszczą cię od środka, czasem właśnie ci najbliżsi, a to boli.
       - Na ile zostajesz? – zapytałam, wypuszczając go z objęć.
       - Tym razem aż na tydzień.
       - Fascynujące. Od kiedy to nie ganiają cię co trzy dni na jakieś wyjazdy? – Wzruszył ramionami.
       - No, ale mów, co u ciebie. Twoja mama powiedziała mi, że nie chciałaś iść ostatnio w poniedziałek do szkoły. – Nie tylko poniedziałek, pomyślałam i pokiwałam twierdząco głową.
       - Sprawy z chłopakiem – przyznałam.
       - Aż tak źle? – zapytał troskliwie, przygarniając mnie do siebie. Stałam sztywno. Czułam się w tym uścisku wyjątkowo nie na miejscu. On mnie nie przytula. On mnie nie przytulał. Nigdy. W każdym razie nie w takich sytuacjach. Co sprawiło, że stał się taki… uczuciowy? Oczywiście po przyjeździe raz na jakiś czas przytulał mnie, ale po niespełna trzech sekundach wypuszczał, jakby bał się jakiegokolwiek kontaktu.
        - Zerwałam z nim – przyznałam niechętnie. – Nie pasowaliśmy do siebie. – W sumie nie kłamałam tak bardzo.
       - Uhm. Rozumiem. Chcesz o tym pogadać?
       - Nie. Lepiej ty mi powiedz, co u ciebie ciekawego? – zagadnęłam.
       - Tęskniłem za tobą, za matką. Nie widziałem was chyba z dwa tygodnie. – Trzy, pomyślałam. – W każdym razie, dla mnie to była męka. Cała wieczność minęła. Wiesz może kiedy wróci mama?
       - Nie mam pojęcia. Chyba nikt tego nie wie. Nawet jej szef – stwierdziłam.
       - Taa. To prawda. No dobrze, idę do niej zadzwonić. – Drzwi się zatrzasnęły, a ja głośno westchnęłam.
        Był inny. Albo to mi się tylko wydawało. Sam wyraz jego twarzy taki ciepły, współczujący. Nigdy tak na mnie nie patrzył. Zawsze odbierałam to jako „i tak jesteś zbyt słaba, i tak nic nie osiągniesz”. To spojrzenie miało rację. Bo co osiągnęłam do tej pory? Wiem, co mogę osiągnąć przez palenie papierosów. Raka płuc. Przez dragi się mogę się uzależnić, a przez alkohol zmarnować sobie wątrobę. Tak. Nie ma co. Osiągnęłam tak wiele. Zaczątki wielu chorób. Gratulacje, Susanne, jesteś do bani.
       Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, przecież i tak wszyscy umrzemy, więc kogo obchodzi w jakim wieku i z jakiego powodu umrę. Równie dobrze mogłabym zasnąć dzięki tabletkom. Tak. Cudowny pomysł, choć może trochę niedopracowany. Co powiedzą o mnie ludzie? Co powiedzą o moich rodzicach? Kogo to obchodzi? Błagam, na pewno nie mnie. Nie mnie.
       No i teraz następuje pytanie: „to co mnie obchodzi”, czyżby już nic? Odpowiem, że nie, nie nic. Jest ktoś. Pewna osoba. Jedyna na tym całym świecie, która mnie obchodzi. Zdecydowanie nie jest nią moja mama ani ojciec. Jestem nią ja. Tak! Ja! Jak można mówić, że obchodzi mnie tylko własne ja? Nie chodzi mi dosłownie o mnie, oczywiście, a o moje życie. Obchodzi mnie jak ono się potoczy i jak będzie zakończone. Na pewno nie chcę być brana za słabą nastolatkę, która poddała się i zabiła. Chcę być silna i jestem przekonana, że właśnie taka jestem. Mam przynajmniej taką nadzieję. W takim razie, co sprawia, że jestem silna? Przyjaciele. Właściwie jeden przyjaciel. Ten prawdziwy. Gabriel. Dla niego chcę żyć, dla niego obchodzi mnie mój los.
        - Halo? – usłyszałam głos chłopaka w słuchawce telefonu. Był delikatny i pewny siebie.
        - Mój ojciec wrócił – powiedziałam do komórki. – To było dziwne. On… on mnie przytulił. Dwa razy.
        - Dziwne, ale ci się podobało – stwierdził.
        - Nie. Tak. Nie. Nie wiem. Może. – Wzięłam głęboki oddech. – Dziwne. To było dziwne.
        - On cię kocha.
        - Wiem. Chyba.
        - Na pewno. A teraz słuchaj, idź do niego i pogadaj z nim wreszcie.
        - O czym?
        - O twoich uczuciach. On chce cię wysłuchać. Jestem tego pewien. A ty zaś tego potrzebujesz.           Nie chcesz gadać ze mną. Rozumiem. Naprawdę. Wolisz mi wmawiać, że jest w porządku. Jednak ja wiem swoje, Aniele. Idź z nim pogadaj.
        Rozłączył się. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ale miał rację. Dlaczego on zawsze musi mieć rację? Nienawidziłam tego. Nienawidziłam, że zawsze ma racje. Powinnam z nim porozmawiać, to znaczy z ojcem, ale nie potrafiłam. Może nie była po prostu na to gotowa. Bałam się jego reakcji. Tego co powiem, może wyśmieje. Nigdy z nim nie gadałam, nie o tych sprawach. Teraz zdawałam sobie sprawę, że tak było od zawsze. Ja nigdy nie potrafiłam się zwierzyć.
        Nie twierdzę, że wyszło mi to na złe, czy na dobre. Tak już jest. Ja taka jestem i nie sądzę by to się miało zmienić. Przynajmniej nie dziś, nie jutro, nie wkrótce. Może kiedyś. Ewentualnie nigdy.
       Kiedy opadłam znów, tym razem delikatnie, na łóżko, wzięłam do ręki szkicownik i wpatrywałam się w puste oczy ptaka. Był zadziwiająco piękny, nawet ten w szkicowniku. Niestety prawdziwy odleciał i pozostał mi tylko jego ślad w zeszycie.
       Kochałam przyrodę, wszystko co z nią związane. Pamiętam, że kiedy byłam mała często jeździłam do babci na wieś. Razem z nią chodziłyśmy na spacery do lasu i oglądałyśmy różne okazy ptaków, drzew i krzewów. Kochałam swoją babcię, jak nikogo. To jej imię wymówiłam jako pierwsze. Cassandra. Pamiętam, jakby to było dziś, gniew w oczach mojej rodzicielki. Nie jestem pewna, co dokładnie wykrzykiwała, ale nie była uszczęśliwiona. Ojciec był tym niewzruszony, jednakże cieszył się, że w tak wczesnym czasie zaczęłam mówić. Podobno zawsze robiłam wszystko wcześniej od moich rówieśników.
        Babcia. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak za nią tęskniłam. Kiedy to ją ostatnio widziałam? Pół roku temu? Może mniej. W każdym razie tęskniłam niemiłosiernie. Ona była jedyną osobą, która mnie rozumiała w 100%, nie licząc Gabriela, ale on jest chłopakiem. To coś zupełnie innego.
        Wstałam z łóżka i usiadłam przy biurku, zapalając lampkę. Wiedziałam, co muszę zrobić. Napisać list. List do babci, w którym opowiem jej wszystko, co ważne. Musiałam to zrobić.
        Wyjęłam kartkę papieru w linię i zaczęłam pisać.



Droga Babciu!
        Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak dawno się nie widziałyśmy. Brakuje mi naszych spacerów i rozmów przy gorącym kakao.
      Nie chcę się za bardzo rozpisywać, chciałabym do ciebie przyjechać i po prostu wszystko opowiedzieć. Niestety, jak wiesz, mam szkołę i nic z tym zrobić nie mogę. Tymczasem muszę się cieszyć namiastką tego co mamy- listami.
      A co u ciebie? Wszystko w porządku? Jak tam nasza kochana kotka? Naprawdę szkoda, że nie mogę jej mieć tu przy sobie, ale mama… Egh. Niki to takie cudowne zwierzę. A mówią, że psy są najlepszymi przyjaciółmi! Nie zgodzę się. Każde zwierzę jest cudownym przyjacielem, tak jak to ty zawsze mi mówiłaś. Nie mówi, a potrafi słuchać. Przepraszam, że rozpisuję się tak o sobie. Prawdę mówiąc przez papier jakoś mi nie idzie. Wolałabym w cztery oczy. Wiesz, zawsze istnieje ryzyko, że matka to otworzy i przeczyta.
      Jednakże muszę ci powiedzieć, że moje życie się ostatnio zawaliło. Przynajmniej tak myślałam. Jakoś się trzymam, ale nie jest łatwo na niego patrzeć… Tzn. na mojego byłego. Opowiem ci wszystko niebawem.
     Tymczasem muszę ci jeszcze powiedzieć, że ojciec po przyjeździe z delegacji jest jakiś inny. Co prawda widziałam go zaledwie 3 minuty, ale zdążyłam zarejestrować, że był cieplejszy, może nawet zmartwiony. Nie mam pojęcia, co to sprawiło, ale muszę się dowiedzieć. I dowiem się. Może nie dziś i nie jutro, ale kiedyś.
     Kocham cię i niecierpliwie czekam na odpowiedź.

Susanne


_____________________
Jak wam się podoba? Liczę na komentarze i obserwacje!
PS. Rozdziały będę dodawała raz w tygodniu! :)

2 komentarze:

  1. Jak już pisałam ci kiedyś na facebooku: KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE <3 Strasznie ciekawi mnie o co chodzi z tym ojcem... No ogółem jak zwykle świetnie napisane, wciągające i w ogóle takie fajne :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogółem rozdział fajny, tylko szkoda, że taki króciutki :/ Za to dodawane co tydzień, więc... Jest git xD
    A teraz kilka wyłapanych prze ze mnie błędów ;)
    „[…]więcej nie był mnie w stanie zranić.” – tutaj znów zmieniłabym kolejność wyrazów. Lepiej brzmiałoby „więcej nie był w stanie mnie zranić”, jednak tak jak jest u ciebie źle nie jest. ;)
    „Natychmiast zaczęłam rysować ptaka, który siedział na gałęzi drzewa. Ptak był bardzo urodziwy.” – powtórzenie słowa „ptak”.

    Hmm... Jeśli jej ojciec naprawdę nigdy nie zachowywał się tak ciepło, to faktycznie musi być coś na rzeczy... Może ma romans? :O Nie będę zgadywać... Poczekam na wyjaśnienia xD

    Lecę czytać dalej xd Jeszcze jeden rozdział i koniec :3

    OdpowiedzUsuń