wtorek, 23 grudnia 2014

07. Kim ja jestem?

         - Wiesz, co? Masz rację. To dzieje się za szybko. Może nie powinniśmy. Zdecydowanie nie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Powinienem się sprzeciwić - mówił, a ja coraz bardziej czułam się osaczona.
         Nie wiedziałam, czy chcę z nim być. Był kochający, dbał o mnie, ale czy ja chciałam z nim być? I czy on chciał być ze mną? Bo co to znaczyło?
        Dotknęłam jego ciepłej dłoni i odparłam:
        - Nie. Ja... To też moja wina... Chociaż wiesz? - Wzięłam głęboki wdech i mówiła dalej: - Mówimy o tym, jakby to było coś złego, ale przecież nic się nie stało, prawda? W sensie nic złego. Wręcz przeciwnie. - Usiadłam prosto i oparłam się o oparcie łóżka. Gabe zrobił to samo.
       - O czym myślisz? - zapytał spokojnie.
       - Że możemy spróbować. Chyba nic złego się stać nie może. Tylko musimy sobie coś obiecać. Jeżeli nam się nie uda, wciąż będziemy przyjaciółmi.
      - Kocham cię - powiedział delikatnie, po czym usiadł na mnie okrakiem. - Kocham - powtórzył, tym razem szeptem i pocałował mnie, nie pozwalając powiedzieć ni słowa więcej. Nie myśląc, odwzajemniłam pocałunek i zatraciłam się w nim bezgranicznie. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, powiedziałam:
     - Jestem śpiąca. To był dziwny dzień. Jeżeli chcesz możesz zostać - zachęciłam i objęłam go ramieniem, zamykając oczy. - proszę bardzo. Oczywiście, nie musisz.


         Kiedy wstałam Gabriela już nie było, a ja za nim zatęskniłam, co mnie zdziwiło. Brakowało mi go, jego obecności. Tym bardziej, że miałam tej nocy dziwny sen. Mówiąc dziwny, mam na myśli nienaturalny.
        W tym śnie stałam na wielkim wzgórzu, lecz nie wyglądałam jak ja. Miałam płomieniste czerwone włosy i ogromne, białe, wpadające w szarość, skrzydła.
        Po jednej stronie góry- tej świetlistej i bezchmurnej- stali aniołowie na czele z Gabrielem(!), a z drugiej strony- tej burzliwej i pogrążonej w ciemności- stały demony.
        Najbardziej zadziwiający był Gabriel, którego widok przyprawiał o zachwyt. Jednak  jego śnieżnobiałe skrzydła, które były dwa razy większe od moich, zdawały się być jedną z najdziwniejszych rzeczy. Stojący na przodzie karawany zdawał się być potężnym i pewnym siebie przywódcą zastępów aniołów.
        Po drugiej stronie, na której czele stał mężczyzna o średniej długości, blond włosach i niebieskich jak niebo oczach. A skrzydła miał czarne wielkości skrzydeł Gabe'a. To wszystko było takie irracjonalne.
       Pogoda była burzliwa, chmury ciemnogranatowe i tylko gdzieniegdzie promienie słońca, przebijały się przez nie. Gęsta mgła spowijała pustą przestrzeń.
      Wrogie spojrzenia skierowane w moją stronę z każdej strony i ja stojąca po środku całej gwardii. Demony zaczęły iść w kierunku aniołów, a ja wciąż stałam sztywno z długim mieczem w dłoni o mocnej rękojeści.
      Pościeliłam łóżko i od razu chwyciłam za telefon. To jest głupie, ale dziwnie Gabriela brakowało. Zważywszy na fakt, co między nami zaszło.
       - Halo? - usłyszałam jego seksowny głos. - Susanne?
       - Hej, Gabe. - Nie byłam pewna jak mam się do niego zwracać. Zaledwie wczoraj zdecydowaliśmy, że spróbujemy. Bałam się wszystko zepsuć. - Zajść po ciebie przed szkołą? - zapytałam, nie naciskając. Czułam jak uśmiecha się do telefonu.
       - Jasne, Aniele. Będę czekał. - Rozłączył się, a ja opadłam na łóżko.
        Teraz wiedziałam, że Gabe jest idealny. Czyżby to on zawsze był tym jedynym? On... jest taki cudowny, kochany... Dlaczego ja tego nigdy nie zauważałam? Każde jego słowo było idealnie wyważone.
        Kiedy byłam już gotowa, założywszy moje czarne baleriny - gdyż uznałam, że pogoda jest zbyt dobra na męczenie się w moich ulubionych butach - wyszłam z domu.
        Gdy otworzyłam drzwi jego mieszkania, Gabriel stał już w wiatrołapie i zakładał buty. Natychmiast podniósł się z ziemi i przylgnął do mnie, obejmując mnie w talii. Stanęłam na palcach, aby móc go pocałować. Czułam się wyjątkowo jak nigdy. Teraz już nie wydawało mi się to tak dziwne, jak kiedyś. Ja i Gabriel. My.
       - Witaj, Aniele - przywitał się, gdy oderwaliśmy nasze usta. Chłopak wciąż mnie obejmował. Kiedy wypuścił mnie z objęć, zdałam sobie sprawę, że muszę z nim porozmawiać o tym, co coraz częściej nawiedzały moje sny. Tym razem było inaczej, wszystko widziałam dokładniej, a to mnie zaczęło przerażać.
       - Hej, hej - odparłam, chowając ręce za sobą. - Kocham cię - wyszeptałam mu do ucha, stając na palcach, po czym zapytałam: - Idziemy na kawę?
        - Mhm. Tak - powiedział z niemożliwym spokojem w głosie.
        Siedząc, trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie w oczy. Nie mogłam wyjść z podziwu. Był taki wyluzowany i opanowany.
       - To był dziwny sen - powiedziałam, przerywając ciszę i powoli kończyłam mu go opowiadać.
       - Uhm... Muszę ci o czymś powiedzieć, Susanne. Już czas - mruknął.
     


*Gabriel*
        Poczułem, jak Metatron mnie przywołuje. Zamknąłem oczy i przeniosłem się do nieba.       - Dowiedziałem się, że już jeden etap się zaczął. Jak miałem zareagować? - zapytałem, nie oczekując odpowiedzi. Byłem zdenerwowany i nie panowałem nad sobą.
       - Faktem jest, że cię do takiej rozmowy nie przygotowywaliśmy, ale dobrze się spisałeś, Gabrielu, jak zawsze- odparł Metatron, najwyższy rangą archanioł, który jako jedyny widział Boga. Czasem zastanawiałem się jak on wygląda. Ma ciało, czy jest duchem? Wygląda jak młodzieniec, czy raczej jak starzec? Miałem wrażenie, że i tak się tego nie dowiem. Byłem tego przekonany. Ja nawet nie mam władzy. Ja tylko roznoszę nowiny. Nie jestem wojownikiem i nigdy nim nie będę.
       - Musiałem wybrnąć z tej sytuacji, ale co będzie dalej? Jesteś pewny, że ona nie zwriuje? To jednak jest ogromna tajemnica, której nie można powierzyć nikomu.
       - Cóż... Trzeba ją przygotować tak, aby się nie przelękła- odrzekł archanioł, po czym zniknął niezauważenie.
        Łatwo mu mówić. Jakoś coś wymyślę. Nie mam innego wyjścia. Poza tym Susanne mi ufa, zawsze ufała. Wybrnę z tego.


*Susanne*

        - To nie są sny, a wizje. - Moje oczy zwiększyły się do rozmiarów dużych guzików, jarząc się błękitem.
       - Że co? Gabe... Wizje? Oszalałeś? - Nie mogłam w to uwierzyć. Zdawało mi się to jakimś idiotyzmem.
       - Nie oszalałem. Posłuchaj. Na razie te wizje nie są na jawie, ale z czasem zaczniesz mieć pełne wizje, bo to co teraz miewasz to tylko przebłyski przyszłości.
       Czy on sobie ze mnie żartuje? Myśli, że nie mam nic innego na głowie tylko jakieś durne bajki? Próbowałam odgonić od siebie myśl, że wszyscy ze mnie tylko kpią i powiedziałam:
        - No dobrze. Załóżmy iż masz rację, ale w takim razie dlaczego ja je mam?- Nie wierzyłam. Nie umiałam. To było irracjonalne!
       - No, bo widzisz. Ty nie jesteś zwykłym człowiekiem, a właściwie to w ogóle nim nie jesteś.
        No teraz to przesadził. Ja nie jestem człowiekiem?! To czym do cholery?! Co jest ze mną nie tak?
       - No teraz to już przesadziłeś!- krzyknęłam, ale on chwycił mnie za rękę i próbował tłumaczyć dalej, że jestem hybrydą anioła i demona. Zapytałam, jak to możliwe. Wciąż byłam zdezorientowana. Nie potrafiłam sobie tego ułożyć w głowie.
        Okazało się, że moja matka, która była cherubinem, zakochała się w serafinie. Nie mogli być razem, bo serafin nie może się związać z aniołem o niższej randze. Mój ojciec Astaroth sprzeciwił się Bogu. Powiedział, że pokochał Naomi - moją matkę - i że chce z nią być. Bóg za to, że mój ojciec powiedział coś tak niedorzecznego, wygnał go do piekła. W ten sposób mój ojciec stał się demonem i to najwyższym w randze. Naomi nie chciała się sprzeciwiać Bogu, więc ze smutkiem wymalowanym na twarzy patrzyła jak Astaroth odchodzi, lecz ich miłość trwała. Naomi i Astaroth spotykali się, więc na ziemi, gdyż do nieba wstępu już jej ukochany nie miał. Astaroth spłodził mnie, a gdy dowiedział się, że w łonie Naomi żyje bękart, rozkazał podrzucić komuś dziecko, gdy tylko się urodzi. Ciąża Naomi nie trwała długo. Dziecko rozwijało się bardzo szybko. Podobno tak szybko, że nawet sam Bóg nie spostrzegł nowego życia w ciele Naomi, gdyż nie stanęła ona w niebie, dopóki nie urodziła. Gdy tylko okazało się, że to dziewczynka, Astaroth wiedział, że nie tyle trzeba ją podrzucić, co schować przed demonami i aniołami, bowiem dorosła dziewczyna, hybryda anioła i demona, byłaby groźna dla obu środowisk. Mogła być tarczą jak zarówno bronią. Dlaczego akurat dziewczynka miała być niebezpieczna? Tego nie wiem, gdyż nawet Gabriel nie posiadał takiej wiedzy.
Teraz nie wiedziałam, co myśleć. Ja hybrydą anioła i demona? To takie nierozsądne... Choć nie to było najgorsze. Moi rodzice, nie byli moimi rodzicami. To bolało, choć z drugiej strony wyjaśniało wiele rzeczy. Teraz miałam tylko jedną myśl w głowie.
        Nie jestem ich córką. Jestem adoptowana.
       - I ty myślisz, że ci uwierzę? - wyśmiałam go. - Myślałam, że skoro jesteśmy razem, nie będziesz ze mnie nigdy żartować.
      - Ale Susanne, ja mówię prawdę - powiedział spokojnie.
      - Skończ! - wykrzyknęłam, gwałtownie podrywając się od stołu. - Nigdy więcej mi tego nie rób! Nigdy więcej mnie nie okłamuj!
      - Ale ja... - urwał, chwytając mnie za przegub. - Kocham cię i nigdy bym nie śmiał. Idź do domu, powiem w szkole, że masz zatrucie pokarmowe.
      - Tak, masz rację. Przepraszam, ale... Pójdę do domu. Za dużo się dzieje, a ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. - Jednak podświadomie musiałam w to wierzyć, bo inaczej nie sformułowałabym tak zdania. Gabriel spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, wciąż trzymając mój przegub. - Między nami w porządku, Gabe. - Pocałowałam go w policzek i wyszłam z kawiarni. - W porządku.


        Otworzyłam skrzynkę pocztową i zajrzałam do środka. Listu nie było, choć to wcale mnie nie zdziwiło. Czego ja się spodziewałam, że po 3 dniach dojdzie?
       Weszłam do domu z nadzieją, że rodziców nie ma w domu, kompletnie zapominając, że ojciec miał wolne. Kiedy wychodziłam do Gabriela jeszcze spał. Miałam nadzieję, że nic się nie zmieniło. Nie chciałam go widzieć. Go ani jej. Miałam ich po dziurki w nosie! Tak mnie okłamać!
       W czasie podróży do sypialni, zdecydowałam, że wsiądę do pierwszego lepszego pociągu i pojadę do babci. Musiałam to zrobić. W końcu nie widziałam jej tak dawno. Byłam rozstrzęsiona.
Spakowałam wszystkie niezbędne rzeczy, w tym ubrania, kosmetyczkę i książkę, po czym wybiegłam z mieszkania, zostawiając dla rodziców kartkę z informacją.

Wyjeżdżam do babci, nie wiem kiedy wrócę. 
Susanne 

         Wsiadłam do autobusu wraz z torbami i pojechałam na peron. Duży zegar, umiejscowiony na gipsowej kolumnie, wybijał godzinę dziewiątą. Idąc, słyszało się stuk kobiecych obcasów, które biegły z walizką, aby zdążyć na pociąg. Niektóre z nich ciągnęły za sobą dzieci, inne szły samotnie. Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Zdawało się, jakby nikt nie miał czasu.
        Weszłam do dużego budynku z dużymi szklanymi oknami i podeszłam do kasy. Szybko kupiłam bilet i opuściwszy pomieszczenie, spoczęłam na ławce, gapiąc się na ten sam, duży zegar. Mój pociąg odjeżdża o godzinie 9:30, więc miałam jeszcze równo dwadzieścia pięć minut. Wyjęłam z torby "Szukając Alaski" Johna Greena i pogrążyłam się w lekturze. Nawet nie spostrzegłam, jak obok mnie siada chłopak.
        - Cześć - przywitał się. - Dokąd jedziesz? - podniosłam głowę z nad książki i uśmiechnęłam się do przysadzistego mężczyzny.
       - Nashville, Illinois, a ty? - spytałam nieznajomego. Miał granatowo-niebieskie oczy, które lśniły w świetle lamp. Jego blond włosy były postawione na żelu, a usta pełne i czerwone. Jego widok wspierał dech w piersiach. Na chwilę przestałam myśleć o tym wszystkim, co jest ze mną nie tak.
      - Nashville? To kawał drogi od Greenwich Village. Jeżeli będziesz miała szczęście, dojedziesz w 14h. Jak to wytrzymasz? - spytał, unosząc nieznacznie kąciki ust. - Jadę do Springfield.
     - Masz jeszcze dalej niż ja. - Wzruszył ramionami. - Skoro jedziemy tym samym pociągiem, bo jedziemy, prawda? To możemy usiąść razem - zaproponowałam. - Nie chcę się nudzić.
     - Świetny pomysł - odparł. - Nazywam się Lucas, a ty?
     - Susanne.
     - Miło mi cię poznać, Susanne. To co? Chodźmy do pociągu - powiedział, wstając i podając mi dłoń o długich, smukłych palcach. Chwyciłam walizkę i powlekłam się za Luke'iem, który szedł, na swoich długich nogach dwa razy szybciej ode mnie, tak, że musiałam przyśpieszyć kroku.
______________
Hm. No to jak wam się podoba? Pod ostatnim postem w jeden wieczór dostałam 6 komentarzy + w inne dni doszło kilka. Wiecie jak się miło je czyta? To jest coś takiego jak... Napisałam coś, co im się podoba! Omfg! Jednak nie jestem taka beznadziejna. :)

8 komentarzy:

  1. O MATKO!!!!!!!!!!!!! Wspaniałe!!!! Wczoraj przeczytałam już wszystko, ale nie komentowałam, bo nie wiedziałam co napisać. To jest wspaniałe. Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowa znajomość mrr :P jestem bardzo ciekawa co będzie w następnym rozdziale :D

    OdpowiedzUsuń
  3. uuu coś czuje że z tej nowej znajomości coś złego wyniknie..

    mam nadzieję że kolejny rozdział jutro będzie !

    OdpowiedzUsuń
  4. Team Gabe! On jest świetny po prostu xD Szczerze mówiąc to rozwaliło mnie jak ci się całują, a tej się zachciało spać xD No nie mogę! :D Ktoś nowy?.... ooooo :D hm.... :/ Czekam na następny, zdecydowanie.
    PS. przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale byłam zajęta korektą mojego nowego (spóźnionego -,-) rozdziału ... (na który serdecznie zapraszam) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tak samo jak koleżanka wyżej... Tram Gabe! Susan i on w mojej głowie są po prostu dla siebie stworzeni... I coś czuje, że z tej nowej znajomości nie wyniknie nic dobrego... Może zepsuć relację pomiędzy Gabem i Susan. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się być okey...
    No nic... Czekam na kolejny rozdzialik! ♥
    ~Roxanna
    immortal-two-souls.blogspot.com
    never-without-you-r5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. TEAM GABE!!!! No, ale Luke.... Ty wiesz, że ja go uwielbiam <3 Rozdział genialny :D Jak zwykle <3 Już się nie mogę doczekać tych całych anielsko-demonicznych scen Sus :D Jeśli takie będą :p No! W każdym razie... ROZDZIAŁ CUDOWNY <3

    OdpowiedzUsuń
  7. siemka ;-) fajowy rozdział, śmiechowa scena z całowaniem :-) jestem ciekawa co wyniknie z nowej znajowosci. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. "Najbardziej zadziwiający widok Gabriel, którego widok przyprawiał o zachwyt. Jednak najbardziej zadziwiający był widok jego śnieżnobiałych skrzydeł [...]" - powtarza się "widok" oraz "zadziwiający".

    "Pogoda była burzliwa, chmury były ciemnogranatowe [...]" - powtórzenie "być".

    "Wyjęłam z torby "Szukając Alaski" Johna i Greena [...]" - tutaj wkradło ci się "i" xD A tak btw... Daje okejke za "Szukając Alaski" :D

    "Jego widok wspierał dech w piersiach." - zamiast "wspierał" powinno chyba być "zapierał" :P

    A po za tym... Rozdział baardzo fajny :D Nareszcie się dowiedziała :D Uważam, że aż tak bardzo gwałtownie na szczęście nie zareagowała (moja reakcja byłaby... troszeczkę baardzo inna, gorsza xD).
    A Lucas... (Sus, mam egzorcyzmy, pomogę! Zajmij go czymś, potem wodą święconą po twarzy a ja będę mówić! Razem damy sobie radę!) Mam co do niego pewne przypuszczenia. xd
    No to ten... Chyba na razie wszystko ;) Czekam na nn! :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń